6 kwi 2012

4,5

4

Wsłuchujemy się w muzykę. Ona przybiera nieco dziwne znaczenie, kiedy jej słuchaniem trzeba dzielić się z drugim człowiekiem. Zawsze była dla mnie intymnym doświadczeniem. Samotnią. Wiedziałem, że tylko ja słucham muzyki tak, jak ja. Dlatego, że każdy słyszy ją inaczej.
Ekstaza. To jest to, co dźwięk mi gwarantuje. Dlatego lubiłem to intymne doświadczenie. Teraz widzę w oczach brata, że słyszy muzykę tak samo, jak ja. Widzę to w iskierce radości i pasji w jego oczach – i wtedy mógłbym patrzeć w nie bez końca.
On siedzi i uśmiecha się do mnie delikatnie. Dobrze wie, że ja też to rozumiem. Pięknie jest czuć tak, jak czuje drugi, bliski człowiek. Nigdy nie jesteśmy bliżej siebie, jak wtedy, gdy słuchamy razem muzyki.
Myślałem zawsze, że w pełni nie można zrozumieć drugiej osoby. Można próbować wczuć się w jej sytuację, starać się pojąć, w jaki sposób postrzega świat. Ale różnice doświadczeń sprawiają, że to nie jest możliwe. Sam fakt, że dwoje ludzi to dwie autonomiczne jednostki nie pozwala osiągnąć pełnego stanu wzajemnego zrozumienia. To sprawia, że jesteśmy samotni. Do końca nikt nigdy nie będzie zrozumiany. Każdy ciągle jest w nieco innej sytuacji, innej chociażby o jeden milimetr.
Jednak gdy z Cieniem słuchamy muzyki, jesteśmy najbliżej. Nie wiem, czy rozumiemy się w tym momencie w stu procentach. Nie wiem, czy to jest pełna empatia. Pewne jest jednak, że jesteśmy najbliżej tego – nikt nigdy nie był tak blisko takiego celu, jakim jest zrozumienie drugiego człowieka w pełni. Słuchamy muzyki i wiemy, widzimy, słyszymy, czujemy to, czego oboje doświadczamy. To jest coś niesamowitego – wtedy realnie doświadczam tego, że nie jestem sam. To są jedyne sekundy nie-samotności. Jeśli jest ktoś, kto to rozumie tak jak ja, to warto to robić. Seks przy tym jest jak nikłe doświadczenie codzienności przy permanentnym doświadczeniu piękna wiecznego.

5

Miewam sny. Moja modlitwa wieczorna ogranicza się najczęściej do prośby o dobry, pożyteczny i przyjemny sen, w którym znajdę rozwiązania nurtujących mnie właśnie problemów. Nie wiem, czy to nie jest forma jakiejś autosugestii, próba wpłynięcia na podświadomość.
Często sny są piękne. Pokazują ułożone życie, takie o jakim marzę. Czasem pokazują piękne chwile, które nigdy nie będą miały miejsca. Wtedy mi przykro, że nie mogę się tym podzielić.
Sen. Szukam diabła. Dziwne zadanie. Sam nie wiem, czy chcę go zniszczyć, porozmawiać z nim, zawrzeć pakt. Chyba jestem na niego zły. Nie wiem, gdzie go mam szukać i nie zajmuje mnie to. Wchodzę w samych spodniach do łazienki. Światło jest zgaszone, zostawiam drzwi otwarte. Odkręcam kurek przy umywalce i przepłukuję ręce oraz twarz. Jestem czymś bardzo zmęczony. Czuję się dziwnie i potrzebuję odetchnąć. Odwracam się w stronę lustra. Opieram się o szafkę. Widzę swoją twarz i nagi tors. Poprawiam włosy. Patrzę w swoje oczy i widzę swoje odbicie. Zastanawiam się nad sobą. Co też we mnie bywa specyficznego? Nic. Ja nie widzę nic. Odwracam się w stronę wyjścia. Ktoś w nim stoi.
Widzę siebie. W przejściu stoję drugi ja. Również w połowie nagi. Dokładnie taki sam. Jestem przerażony. Chciałem odetchnąć, ale czuję, że znów będę miał jakiś problem.
- Ty! - krzyknąłem do drugiego mnie z pretensją i złością. - Ty!
Zaczął się śmiać. Patrzy na moją bezsilność wobec mnie samego. Jestem poirytowany, chcę się rzucić na niego i udusić go.
On się śmieje. Widzę w jego oczach ironię i pogardę. Widzę ten dziwny uśmiech, którym pokazuje mi swoje zwycięstwo. On jest diabłem. Znalazłem go. Dlatego on się nie boi. Dlatego on wie, że wygrał.
Nie wytrzymuję. Rzucam się na niego. Wyskakujemy z łazienki. On się nie broni. Wie, że zwyciężył. Patrzy na mnie z pogardą i cały czas się uśmiecha.
- Ty ciulu! Ty ciulu! Ty ciulu! - krzyczę.
I budzę się. Z tym samym krzykiem. I znów nie zasypiam spokojnie. I znów jestem tu sam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz