16 kwi 2012

6,7

6

Rozmowa z Tomaszem. Biedny. Wybiera jakiś sposób na życie, a później narzeka. Żyje dosyć współcześnie. Odrzucił religię. Ma kobietę. Lubi seks i zabawę. Bywa egoistą, jak wszyscy. Swojej kobiety nie kocha i często myśli o innych. Dobrze, że jest z nią, bo w przyszłości go przypilnuje.
Spacerujemy po parku. Są teraz ciepłe dni, więc warto się przewietrzyć.
- Wiesz... czuję, że to wszystko jest bez sensu – mówi do mnie.
Nie. Naprawdę? Ale od czegoś trzeba zacząć.
- Czuję, że to jest puste. Nie chce mi się budzić. Nie mam po co. Za kilka dni znowu impreza, ale co z tego. Nawet nie chce mi się tam iść. Pewnie będzie fajnie, ale teraz myślę sobie, że nie będzie z kim gadać. Jakieś takie to wszystko... puste – kontynuuje.
- Przeżyjesz. Wiesz, że zawsze w końcu idziesz, a później mówisz, że było fajnie. Poznajesz ludzi i nagle okazują się być całkiem w porządku. Napijesz się i będzie dobrze – przekonuję go. Dla mnie to idiotyczne, ale wiem, że on potrzebuje tak myśleć. Rzeczywiście tak bywało. Alkohol rozluźnia atmosferę. Gdy ludzie na imprezie wypiją, to w kilka godzin stają się wielkimi przyjaciółmi. Tego trzeba unikać, bo to żałosne. Ale od czegoś trzeba zacząć.
- Widzę, że wszystko się psuje. Nie wiem, czy rozumiesz – mówi do mnie.
Czy rozumiem? A cokolwiek wcześniej działało jakoś specjalnie dobrze?
- Nie bardzo wiem, co masz na myśli. Każdy bierze takie życie, jakie chce, w miarę możliwości. Mogę powiedzieć, że mam zepsute życie, ale to w większości mój wybór. Możesz mówić, że coś się psuje, ale możesz to też naprawić - odpowiadam.
- Nie, właśnie nie. Gdzie jest to wszystko? Te przyjaźnie? Tak poważnie to już chyba tylko z tobą rozmawiam. Gdzie są moi przyjaciele? Każdy ma coś ważniejszego, ciągle. Tak trudno się spotkać, porozmawiać, pośmiać się...
- Czemu tego potrzebujesz? Po co? Oni to wybrali tak jak ty. Twoje życie jest całkiem podobne. Widzisz się z laską, chodzisz na imprezy, uczysz się, trzeba pracować. Oni to wybrali. Wolą się widzieć z kobietą, zapierdalać na swoje i jej życie. Skoro myślą, że tak trzeba i jest im tak dobrze, to niech tak robią. Po co się w to wtrącasz? Podobno chcesz dla nich dobrze.
- Ale jest mi z tym źle. Rozumiem, że trzeba zadbać o życie, ale chyba nie kosztem wszystkiego. Wkurwia mnie to – Tomasz narzeka. Dobrze wiem, o co mu chodzi. Ale staram się o tym nie myśleć. Tak bywa. Odpowiadam:
- Dobrze wiesz, jak jest. Robisz dokładnie tak samo. Mówisz o tym tylko wtedy, gdy w jakiejś chwili opanujesz się i uświadamiasz sobie, że to wcale nie jest dobre i że są ważniejsze rzeczy. Przychodzisz z tym do mnie tylko wtedy, kiedy tobie jest źle. Takie wybraliście życie. Czemu na nie narzekacie? - pytam go retorycznie. Trzeba żyć. Skoro tak chcieli, to niech to teraz wezmą.
- Oni wrócą – mówię dalej. - Może dopiero wtedy, kiedy sami sobie przypomną o tym, że im nie jest dobrze. Wrócą tak jak ty, tylko wtedy, kiedy sami będą tego potrzebować. Może to okropne, ale poczuj się jak koło zapasowe. Oni cały czas mogą mówić, że im zależy, że cię kochają i tak dalej, ale tak naprawdę mają to w dupie. Interesują się teraz tym, żeby wyrwać kolejną dupę, żeby swojej zrobić dobrze. Każdy ma priorytety. Wrócą tak jak ty. Wtedy, kiedy będą tego potrzebować.
Tomasz skwitował to milczeniem.
No cóż. To przykre. Nie można ufać egoistom. Ludzie lgną tak naprawdę do siebie tylko wtedy, gdy się kochają. Wtedy mają radość z tego, że są ze sobą, że rozmawiają, spędzają ze sobą czas. Tu też jest egoizm, bo robią to trochę dla własnej potrzeby, żeby czuć się fajnie. Ale przyjaciół ma się tylko dlatego, bo się ich potrzebuje. To żałosne. Masz przyjaciela, ale on schodzi na drugi plan, kiedy odkrywasz coś ważniejszego. Taka rola. Takie życie.
- Jasne. Oni wszyscy na pewno tak się kochają, tak kochają te swoje laski... - Tomasz mówi w końcu z ironią. - Ty też się nie powinieneś odzywać na ten temat, bo nie mówisz, że kogoś kochasz.
- Cóż. Teraz to czuję. Jak bardzo przy kimś inni mogą zejść z planu. Myślę, że niedługo tego pożałuję, ale teraz jest mi dobrze. To ty nikogo nie kochasz, więc nie zrozumiesz, dlaczego cię zostawili. To ohydne, wiem. Ale zrobiłbym tak samo, jak oni – odpowiadam mu. Sam w to nie wierzę. Ale mówię tak, bo czuję, że teraz z tym jestem zadowolony. - Mnie bardziej zastanawia, po co otaczać się ludźmi, którzy nas zostawiają. Dziwisz się później, że ludzie są mi tak bardzo obojętni. Ale po co mają mnie zawodzić? Po co ja mam ich zawodzić? Lepiej od razu wyłożyć karty na stół, nie łudzić się, pozbawić się wiary...

7

Mamy teraz dziwne czasy. Być może w każdej chwili dziejów ludzkości człowiekowi wydawało się, że żyje w dziwnych i innych czasach. Więc znów jesteśmy w takim momencie. Znowu, w perspektywie przeszłości, żyjemy w czasach bez precedensu.
Była wojna. Mieliśmy Auschwitz. Ludzie strzelali do siebie. Zabijali własnych przyjaciół. Przeżyliśmy wydarzenia idiotyczne, głupie. Miliony istnień poświęciły się, żeby przyszłość zrozumiała, jakie to głupie. Musieli walczyć. Nie mieli życia. Nie mieli wyboru.
Jeden zwykły żołnierz stoi na linii frontu. Szeregowiec. Strzela. Kule mijają również jego. Słyszy czołgi. Wybuchy. Dostrzega nadlatujące samoloty. Ziemia jest szara i jałowa. Wcześniej przechodziły już po niej armie. Żołnierz strzela, choć do końca nie rozumie po co. Strzela do wrogów, choć nawet nie zna ludzi, którzy stoją naprzeciwko niego. Oni z jakiegoś głupiego powodu są jego wrogami.
W szpitalu polowym pracuje ładna pielęgniarka. Młoda blondynka. Na twarzy ma jedną małą bliznę po tym, jak trzy lata wcześniej zgwałcił ją jakiś żołnierz. Teraz pomaga rannym. Pracuje dlatego, bo zmuszał ją do tego jej ojciec, jakaś wojskowa szycha.
Pielęgniarka jest w ciąży. Ósmy miesiąc. Od kilku tygodni oszczędzają ją, nie pracuje już tak ciężko. Teraz leży i próbuje sama urodzić. Dziecko będzie wcześniakiem. Wojennym bohaterem. Jego ojciec jest gdzieś na froncie i strzela do obcych ludzi, zastanawiając się, dlaczego właściwie są oni jego wrogami. Jego pierworodny będzie miał ojca – też bohatera. Ale co z tego. I co to za bohater.
Żołnierz miał przyjaciela. Ale był on teraz w obozie. Właśnie sprzedawał innych za dwie kromki chleba. Jego kolega obiecał mu trochę chleba za pomoc przy prowadzeniu nowych do pieca. Spotkał wśród prowadzonych znajomego księdza, u którego spowiadał się kilka razy przed rokiem, w małej piwniczce, kiedy szukali go wrogowie. Teraz ksiądz był już prawie zniedołężniały. Trudno. Żegnaj.
- Już w nic nie wierzę. Teraz już w nic nie wierzę – powiedział jeszcze szeptem do niego.
Gdzieś tam dalej, w ostrzeliwanym mieście, młody poeta ukrywał się przed wrogami. Nie miał jeszcze lat dwudziestu. Na miasto spadały bomby, po ulicach biegali żołnierze. On nie był bezpieczny. Krył się pod dużym kawałem stropu, który spadł gdzieś na drogę. Na skrawku papieru pisał: „Co z moim pokoleniem? Dlaczego nie przyszło mi żyć normalnie? Dlaczego musimy walczyć z tą zimą? Dlaczego o mojej kochanej muszę myśleć poprzez zło i strzały? Nie dane nam było wybrać. Nasze życie w młodości zostało naznaczone.”
Mamy dwudziesty pierwszy wiek. Wojna była dawno.
Nie trzeba nam było być na wojnie, żeby przestać wierzyć w cokolwiek. Nie musieliśmy widzieć tragedii, żeby zdradzać tak samo. Nasza wojna to wojna moralności, egoizmu, człowieczeństwa. Słowa utraciły znaczenie. Nie pokonamy sami siebie. Jesteśmy na wojnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz