tag:blogger.com,1999:blog-90201759030860013282024-03-13T19:11:30.335-07:00Droga do EmausNoty nie mają charakteru opisu rzeczywistości, a są jedynie jej literackim<br>odbiciem. Nie poleca więc doszukiwania się
powiązań z realnymi wydarzeniami.<br> Tekst przed poprawkami.Dominhttp://www.blogger.com/profile/07301261796405072811noreply@blogger.comBlogger18125tag:blogger.com,1999:blog-9020175903086001328.post-67676503485153083432012-07-19T14:32:00.000-07:002012-07-19T14:32:01.403-07:0018,19,2018<br />- Nie wierz jak ci powiedzą, że miłość istnieje. Miłości nie ma, to bajki. Albo może jest, ale nie dla człowieka. Nigdy jej nie dostaniesz. Nie łudź się. Mówię ci to teraz, kiedy jeszcze całe życie przed tobą, żebyś nie czekał. Nie czekaj na żadne zbawienie. Tylko gówno – mówi Cień.<br />- O czym ty w ogóle do mnie mówisz? – dziwię się. Siedzę gapiąc się tępo przed siebie.<br />- Mówię ci, proszę cię, uwierz. Nie czekaj na nią. Ona nie przyjdzie. Jak te wyrodne matki, co zostawiają noworodki na śmietnikach. One nie wracają. Ona już nie przyjdzie.<br />- Co ty gadasz. Kto nie przyjdzie? Jak nie przyjdzie?<br />- Miłość nie przyjdzie, bo nie przychodzi coś, czego nie możesz dostać. Szczęście? Daruj sobie. Szczęśliwy. Co to znaczy, że mam być szczęśliwy? Mam się cieszyć, bo mam jeszcze nogi i ręce, bo mam co jeść i dach nad głową, bo mam się w co ubrać i w ogóle. Nie, nie jestem szczęśliwy. Oddałbym wszystko za chwilę… szczęścia, kiedy mógłbym kochać naprawdę, nie tylko słowami i bezsensownym pierdzeniem, ale tak, jak tego sobie człowiek nie wyobraża. Wszystko. Oddałbym wszystko. Ale tak, żebym spojrzał w te oczy i wiedział. I poczuł to. A później już mógłbym umrzeć.<br />Siedzimy w milczeniu dłuższą chwilę. Słońce chyliło się już ku zachodowi. W myślach snułem teorię, że Cień wyrażał tym zgorzknieniem tęsknotę za piersiami. Tak, to zdecydowanie musiały być jędrne piersi. Niebo zrobiło się czerwone.<br />- Może się zabiję - mówi Cień. Całkiem spokojnie, bez emocji. Tak codziennie, jakby kupował gazetę w kiosku.<br />- Bredzisz - skwitowałem. Zrobiło się poważniej, choć słowa w ustach Cienia nie brzmiały prawdopodobnie.<br />- Mówię poważnie. Zabiję się – pewnie i twardo potwierdził. Znów zapanowało milczenie. Śmierć? Czym ma być śmierć dla człowieka, który ma przed sobą całe życie? - Pomógłbyś mi?<br />- Chyba oszalałeś – wypaliłem bez zastanowienia. Ale mówiły to uczucia. Ja, suchy, oschły, pragmatyczny ja - zrobiłbym to. Pomógłbym mu. Miałbym udawać, że nie znam takich myśli?<br />- Jesteś moim przyjacielem i jesteś dla mnie najważniejszy, czy się to komu podoba czy nie. No wiesz, mógłbyś zapewnić mi to, że plan się powiedzie. I może chciałbym cię po prostu mieć przy sobie. Tylko względem ciebie miałbym wyrzuty sumienia i naprawdę chciałbym cię mieć przy sobie – Cień nadal mówił spokojnie, jakby wszystko to było zupełnie normalną rzeczą. <br />- Ja nie przyłożę do tego palca, a ty nie zrobisz tego beze mnie. I powiedz jeszcze jedno słowo tak pewnym tonem, to nie będziesz się musiał zabijać.<br />Ale Cień kontynuował:<br />- Już nie cenię życia. Prawie nic mi ono nie dało. Kiedy budzisz się rano… i zastanawiasz się, co zrobić, i po co robić cokolwiek… kiedy się budzisz i myślisz: po chuj ja w ogóle wstałem, po jaką kurwę nędzę w ogóle się obudziłem… i cały jebany w dupę dzień myślisz o tym, czy masz jakiś cel, czy warto jest co dzień robić z siebie szmatę, czy warto zapierdalać dla zasady, poddawać się ograniczeniom w imię bezzasadnych haseł… jeśliby chociaż było po co wstawać! Nie, nie. Przyszpilili nas już przy porodzie. Napisali na czołach co i jak ma być. A my nie dostaniemy za to nic. Chyba, że gówno. Bo na nic już nie czekamy. Nie ma miłości, wielkiej odpowiedzi na ludzkie problemy. Nie. Za to mamy zwykłe ludzkie gówno, i nie ma na co czekać, i nie ma co się łudzić. Nie, to już koniec. Wiedziałem, że tak zareagujesz. Ale może to koniec, możesz być ze mną, albo iść. A nie pójdziesz, bo jeszcze przez chwilę nie będziesz chciał być sam.<br /><br />19<br />- Myślisz, że Bóg jest czuły, miłosierny, litościwy? - pytam.<br />- Trudno powiedzieć. Chciałbym, żeby tak było. Za dużo niewiadomych w naszym życiu, żeby być dla nas po tym wszystkim okrutnikiem. Chce mieć prawo nas męczyć, to niech wyłoży karty na stół i pokaże co jak wygląda, co jak działa.<br />- Jasne. Trudno się z tym nie zgodzić. Tak musiałoby być, gdyby to oceniać pod kątem życiowej sprawiedliwości. Ale czy to stoi na przeszkodzie, żeby wszechmocny byt był czasem nielitościwy? Może nie ciągle, może jest dobry, ale czasem się zezłości? Ma się nie złościć, bo zabrania tego kontekst życiowej sprawiedliwości? Nie...<br />- Cóż...<br />- Pamiętasz, kiedy chodziliśmy do szkoły, jeszcze jako dzieci. Często zdarzało się, że uważaliśmy nauczyciela za męczącego. Wydawało się nam, że nas maltretuje, wyżywa się, uczy rzeczy niepotrzebnych. Natomiast dziś, z perspektywy czasu i lat doświadczeń, musimy stwierdzić, że nauczyciel miał rację próbując wpoić nam na siłę wiedzę. Dziś z tej wiedzy korzystamy.<br />- Rozumiem, chcesz powiedzieć, że tak samo możemy czuć się względem Boga. To znaczy, że może wydawać się czasem niemiłosierny, nieczuły, natomiast my nie będziemy tego potrafili z naszej perspektywy ocenić prawidłowo. A może być tak, że to po prostu lepsze...<br />- Mniej więcej. Może być tak. A może być także tak, że to po prostu złość na złe stworzenie. Ile razy nauczyciel denerwował się na krnąbrne dzieci? I nic to z wiedzą nie miało wspólnego. Więc... Dlaczego niby Bóg miałby być miłosierny. I wiesz co jeszcze?<br />- Tak?<br />- Tak sobie myślę. Gdyby ja był nauczycielem. Chciałbym dzieci nauczyć. Ale może byłbym chujem. Twardym i ostrym. Nieczułym bogiem. <br /><br /> 20<br />Kim są nasi przyjaciele i po co ich mamy? Nie jest dobrze żyć bez przyjaciół. A jednak... przekonują nas oni ciągle o tym, że wiara w idealną przyjaźń to głupota. <br /> Czym kierujemy się w przyjaźni? Samym sobą. Wcale nie dobrem drugiego człowieka. Ktoś jest naszym przyjacielem, bo jest nam potrzebny. Otaczamy się ludźmi tylko dlatego, bo sami – my – ja – ich potrzebujemy. Naszym motorem napędowym jest egoizm. <div>
Pomagamy, bo wtedy sami czujemy się lepiej. Pomagamy, licząc na to, że gdy znajdziemy się w potrzebie, ktoś pomoże i nam. Bezinteresowność? Gdzie w przyjaźni jest bezinteresowność? <br /> To tylko dążenie, nieosiągalny cel. marzenie. Ja nie chcę, żeby ktoś nazywał mnie przyjacielem tylko dlatego, bo jestem potrzebny. Potrzebują mnie obcy ludzie w pracy, potrzebują mnie biedacy, którzy żebrzą, ale przyjaciel? Oprócz tego, trzeba czegoś więcej. Chyba trzeba chcieć. Oprócz potrzeby zaufania, przebywania, rozmowy, wiary, pomocy, trzeba po prostu chcieć zaufania, przebywania, rozmowy, wiary, pomocy. Nie wiem. <br /> Cień mówi do mnie: <br />- Rozmawiałem z koleżanką. Wiesz, dawno nie gadaliśmy i opowiadała mi o swoich znajomych. Zapytałem ją, czy ma przyjaciół... - w tym momencie spojrzał na mnie wymownie. Patrzę również na niego, a na mojej twarzy pojawia się delikatny uśmiech. Już wiem co będzie dalej. - Odpowiedziała, że oczywiście ma, i że to są najlepsi przyjaciele, na których zawsze może liczyć. Wyśmiałem ją... i opowiedziałem o moich przyjaciołach. I o tobie, jaki jesteś i ile znaczysz w moim życiu. Gdy powiedziałem jej, jak wygląda nasza rozmowa, w jakich sytuacjach mogę na ciebie liczyć, jak bardzo jesteś ważny, to stwierdziła... że chyba jednak ona nie ma przyjaciół. </div>Dominhttp://www.blogger.com/profile/07301261796405072811noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9020175903086001328.post-63334774470065032462012-05-15T15:04:00.001-07:002012-05-15T15:04:23.388-07:0015,16,17<br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
15</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
(...)</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
16</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
To niesamowite, ile
rzeczy robimy dla zabicia czasu. Szukamy hobby dla zabicia czasu.
Zabijanie czasu mogłoby być hobby.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Są rzeczy, które
musimy robić. Jedzenie, sranie, rozmowa, porządki, posuwanie się.
Od najbardziej niezbędnych do głupich, wymyślonych. Ale musimy je
robić. Przymus jest tu dziwnym słowem. Zyskuje pełnię sensu.
Trzeba robić niektóre rzeczy, bo inaczej się przegrywa. Trzeba się
uczyć, iść do pracy, do kościoła, trzeba się żenić, zarabiać.
Kto nie pracuje, ten nie je. Sami wzajemnie się przymuszamy. Kto w
to nie gra, ten przegrał. Nie istnieje. Nie tutaj, nie dla tych
ludzi. Są więc to rzeczy, które nazwać można obowiązkami.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Są też takie, które
robimy dla zabicia czasu. Byłoby po prostu bardzo nudno, gdyby
wiecznie nie robić nic. Robimy mnóstwo rzeczy, bo sprawiają nam
przyjemność. Jest ciekawie. Wypełniają czas. I ciągle ktoś
gdzieś pyta: „Ale po co?”. Ale po co? Zrezygnowanie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
17</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Mam dziewiętnaście
lat i nie opuszcza mnie myśl o śmierci. Wydaje mi się, że
najgorszy etap dojrzewania mam już za sobą, więc nie jestem pewny,
czy to normalne. Do tej myśli jednak się już przyzwyczaiłem.
Samobójstwo. To nie jest moje marzenie. Ale jakoś tak... rozumiem
to. Nie planuję się zabić. Ale śmierć chodzi za mną. Czeka na
rogu każdej ulicy, gdzie mogę zostać pobity, przejechany,
zastrzelony.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Monotonia śmierci to
okropna rzecz. Ona po prostu jest. Nie zmienia się i czeka. Fascynat
może wyróżniać utopienie się, zawał, samobójstwo, morderstwo,
raka, starość i wiele innych. Ale ona po prostu jest, śmierć to
śmierć – różni się tylko proces umierania.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Być, a po chwili nie
być. Niesamowite. Być – wydaje się wtedy znaczyć dużo więcej.
Oczywiście – najbardziej pociągający w śmierci jest oczekiwany
spokój. Jesteś, a za chwilę nie jesteś. Odpoczywasz. Spokój,
bezmyśl. Najbardziej fascynująca jest natomiast tajemnica.
Niepewność. To rodzi nutę strachu.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Nie wiem, czy boję się
śmierci. Gdybym miał po co żyć, nie miałbym po co umierać. Może
dlatego się umiera, bo nie ma tu po co żyć.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Myśl o śmierci jest
moją częstą towarzyszką. Rzadko wyobrażam sobie swoje
samobójstwo. Częściej myślę o niej, kiedy wsiadam do samochodu.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Gdy coś robię,
przychodzi mi na myśl, że być może robię to ostatni raz. Ostatni
raz gotuję spaghetti, ostatni raz jadę nad morze, ostatni raz widzę
się z kimś, ostatni raz uprawiam seks, ostatni raz idę do
kościoła. To nie jest strach. To myśl, żeby wszystko, co robię,
było najpiękniejsze. Dlatego szukam rzeczy wartościowych. Dlatego
szukam prawdziwych przyjaźni, prawdziwego kochania, prawdziwego
zaufania, prawdziwego szczęścia, a to co robię – to przymus. A
co z tego mogę osiągnąć?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Nie można być
zadowolonym z gówna, nawet jeśli jest ono pięknie zapakowane i
wygląda jak batonik. Nawet jeśli prawdziwy batonik jest
nieosiągalny. Ludzie nie rozumieją, jak można nie przejmować się
większością spraw, a walczyć tylko o te wielkie, wieczne. Za
bardzo kochają życie. I ja często o tym zapominam. Lecz gdy o tym
pamiętam, wszyscy dziwią się, że liczy się tylko miłość,
przyjaźń, zaufanie, wiara. Reszta jest osiągalna, ale nieważna. </div>Dominhttp://www.blogger.com/profile/07301261796405072811noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-9020175903086001328.post-51653313090012083282012-05-05T16:11:00.000-07:002012-05-05T16:11:43.919-07:0013,14<br />
<div>
13</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Stoimy na tym moście,
nieopodal samotnego drzewa. Któryś dzień. Jest słonecznie i
ciepło.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Byłem tu kiedyś z
jedną, wiesz – mówi do mnie Cień. - Całowaliśmy się i
włożyłem jej rękę do majtek, jedyny raz. Ale przeszkodził nam
jakiś koleś, który przechodził...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Śmieję się.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Dobrze ci tak –
mówię i uśmiecham się. - A co się będziesz... Tak
publicznie...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ty. Dlaczego ty
zawsze tak mało opowiadasz? - Cień nagle zmienia temat. - Niewiele
historii z twojego życia mógłbym przytoczyć... to znaczy tych,
zanim się poznaliśmy, tych wcześniejszych. Jestem ciekaw...
powiedz coś. Jakieś szczegóły.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Patrzę na bieg
strumyka. Mimo brudu w wodzie odbijała się łąka, niebo i nasze
twarze, poruszane delikatnym prądem. Rzeczywiście, nie opowiadałem
chyba zbyt dużo, w przeciwieństwie do Cienia. Różnica między
nami była taka, że on lubił gadać, a ja nie. Przyczyna więc była
prozaiczna – po prostu nie chciało mi się odzywać.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Mówiłem ci już,
że czasem chciałbym, żebyś siedział w mojej głowie. Mógłbyś
sobie pooglądać co i jak. Znałbyś te myśli, które teraz muszę
wypowiadać na głos, chociaż i tak połowę myśli znasz bez tego
– mówię mu. To prawda. Tak, to rozwiązałoby problem – nie
musiałbym gadać.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Jasne – Cień
śmieje się. - Faktycznie, czasem odgaduję co tam też masz na
myśli. </div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
14</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Miewamy przyjaciół. Spacer w górach. Las wydaje się w słońcu pachnieć
jeszcze bardziej. Zieleń trawy razi w oczy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Jestem pod wrażeniem,
gdy widzę każdy jeden kamień obrośnięty mchem. Pod każdym
większym wyrasta trawa, cienka jak pajęczyna, zielona jak bajkowe żaby.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Miewamy przyjaciół,
więc jest z nami Katarzyna, dziewczyna, niegłupia, młoda, zgrabna. Powiedziała w drodze:</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ale jesteście. Jak
bracia – ton jej był pełen podziwu. - Kłóciliście
się kiedyś w ogóle?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Śmiejemy się. Ciekawie jest słyszeć coś takiego. Takie słowa wyznaczają mur, nasze
bezpieczne terytorium, którym wszyscy się zachwycają.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Nie przypominam
sobie – mówi Cień. - Ale raz mnie bardzo zdenerwował. Bracia też się kłócą –
pokazuje na mnie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Kiedy? - pytam
go. Nie wiem o co chodzi, muszę zaspokoić ciekawość. Nie przypominałem sobie żadnej kłótni.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Wiesz... Kiedy powiedziałeś o tym, że się boisz. Że jesteś
nieważny. I jeszcze, że się wszystko zepsuje. To całe twoje
pierdolenie – Cień wyłożył sprawę. Krótko. Zwięźle. Dosadnie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- O co dokładnie chodziło?
I co, on nie wierzy, że jest ważny? - pyta zdziwiona Katarzyna i wskazuje mnie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Powiedział, że
czuje się jak drugi plan. Takie tło w życiu.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Chodziło o to, że
ważniejsze rzeczy dopiero przyjdą, a wtedy... - próbuję
wyjaśnić, ale sam się zaciąłem. - A wtedy na tym takim twoim
życiowym obrazie będziesz ty, coś, a ja gdzieś tam, w tle. Dalej jestem tego zdania. To naturalna kolej rzeczy. </div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- ... przestań pierdolić – mówi do mnie Cień wyraźnie poirytowany.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Zobaczysz.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Pewne rzeczy się
nie zmieniają. Jak są ważne osoby w moim życiu, to zawsze są
ważne. Nie ma żadnego tła. To ty się tego
kiedyś nauczysz, że ludzi się nie ustawia. Nie ma tła. Jak coś
jest ważne, to jest ważne i tyle. Kurwa mać – skwitował Cień.
- Nie rozmawiajmy już o tym.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Chwilę szliśmy w
milczeniu.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ale ta trawa jest
zielona – powiedziała dla rozluźnienia Katarzyna.</div>Dominhttp://www.blogger.com/profile/07301261796405072811noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9020175903086001328.post-85645947684707328042012-04-24T18:00:00.001-07:002012-04-24T18:00:47.630-07:0011,12<br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
11</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Pamiętam, jak
chadzałem ulicami miasta sam. Byłem do tego przyzwyczajony. Ludzie
mówili, że zawsze chodzę sam. Nawet najbliżsi się ze mnie
śmiali. Ale to nie był wybór. Gdybym mógł to sam podzielić,
oddałbym połowę samotności na rzecz przebywania z kimś.
Pozostałą połową podzieliłbym się czasem z Bogiem i ze sobą.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Czemu tego nie robiłem?
Ze strachu. Mój czas zostałby zaprzepaszczony, o czym zawsze się
przekonywałem, kiedy ludzie i tak odchodzili. Ilekroć oddawałem
część samotności na rzecz kogoś, to i tak szybko ode mnie
odchodzono.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Staję przed witryną
sklepową. Za mną tłumy, ludzie obijają się o mnie, ich kurtki i
płaszcze co chwila przyczepiają się do mnie. Widzę w szybie ich
odbicia. Nie było nigdzie żadnego Cienia.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Widzę chodzące
pustaki. Tępe blondyny, ufarbowane włosy i solarium. Ich różowe
kolczyki, małe pieski i zgrabne torebki. Wytapetowaną twarz (tapety
wystarczyłoby na remont mieszkania), spojrzenie, które zawsze
wyrażało pewność piękna. Szacunek. Każda jest przecież tak
bardzo wyjątkowa. Gdyby tylko choć jedna porzuciła takie
przekonanie, byłaby wyjątkowa.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Próbuję powstrzymać
się od uczucia pogardy. Ale nie potrafię. To jest silniejsze ode
mnie. Wyrażam szacunek, gdy ktoś pyta mnie o zdanie na ich temat –
szacunek przynależny każdemu człowiekowi, wypływający z faktu
istnienia – a jednak w głębi siebie czuję pogardę, która wcale
tego szacunku nie wyklucza.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Widzę w szybie samców.
Chodzą za kobietami. Są tacy męscy. Tak myślą. Samce, którzy są
niezależni, silni, wysportowani, piją wódkę, gadają o męskich
rzeczach, każdy z nich jest przodownikiem stada, każdy z nich jest
najlepszy. Samce, które rywalizują. Widzę idiotyczne przekonanie o
własnej sile i o tym, że takie podejście ma jakieś znaczenie.
Jasne, ma. W ich konkursie, w ich rywalizacji. Śmieszne. Widzę
samców, którzy później ulegają niewieście, ona ciągnie ich za
uszy jak jej się podoba. Oni mówią wtedy o miłości. Mają ją w
spodniach, a nie w sercu i głowie, ale nigdy w to nie uwierzą.
Celem prawdziwego samca jest stać się pantoflarzem. Porażka.
Chociaż to oczywiste uogólnienie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Stoję przed głupią
sklepową witryną i myślę o tym, że się w tym nie odnajduję.
Nie nadaję się do tego świata, nie jestem stąd. Szlag mnie
trafia, to nie mój system. Czy to bunt? Czy to trudny wiek? Nie
widzę tego. Nie buntuję się. Nic nie robię. Nie mam ochoty w tym
działać.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Totalitaryzm społeczny.
Od urodzenia wiadomo co i jak się potoczy. Różnimy się
szczegółami, które dają nam złudzenie, że nasze życie jest tak
bardzo inne. Wyjątkowe. Totalitaryzm społeczny to okropna rzecz.
Religia, szkoła, zawód, praca. Poglądy, księża, geje,
liberałowie, komuniści, konserwatyści.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Stoi człowiek pośród
tego całego gówna i od momentu narodzin jest ostrzeliwany,
naznaczany. Propaganda zachowań. Takim działaniem pokonaliśmy Boga
– odważyliśmy się zrobić coś, czego on nie chciał.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Bóg nie odebrał
ludziom wolności, ale ludzie sami wzajemnie ją sobie odbierają – zwróciłem się do Cienia. Znów na tym moście, nieopodal tego
samotnego drzewa.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Nic mi na to nie
powiedział.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
12</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Idziemy ze ślepcem.
Trzymam go za ramię i prowadzę. Niedługa była droga do wyjścia z
lasu. Przez cały czas milczeliśmy. Zrobiło się całkiem ciemno.
Leśna ścieżka zamieniła się w brukowaną, a obok wyrosło małe
osiedle jednorodzinnych domków. Drogę oświetliły latarnie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Niespodziewanie
niewidomy zatrzymał się i skulił. Chwycił się w okolice serca.
Po chwili przyklęknął na jedno kolano.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Szybko objąłem go
przez plecy w obawie, że się przewróci. Cień zdążył zajść
kilka metrów przed nas. Odwrócił się, gdy zauważył, że nie ma
nas obok. Zawołał:</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- W porządku?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Ślepiec odkrzyknął:</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Tak! To tylko
sznurówka...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-left: 0.05cm; text-indent: -0.02cm;">
Moje niedowierzanie trwało ułamku sekund. Myślałem, że
ślepiec dostał zawału, a on krzyczy, że to sznurówka. Nie zaczął
jednak wiązać buta, a przysunął swoją głowę do mnie. Patrzę
na niego i zastanawiam się, o co chodzi. Nie zdążyłem się
odezwać, a on powiedział szeptem:</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-left: 0.05cm; text-indent: -0.02cm;">
- Kochasz?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-left: 0.05cm; text-indent: -0.02cm;">
Nie wiem o co chodzi. Co to za człowiek? O co pyta? Zobaczyłem
w ślepcu kogoś zupełnie innego. Więc puszczam hamulce.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-left: 0.05cm; text-indent: -0.02cm;">
- Tak – mówię
głośno. - I co z tego. A ty co? - i ja odpowiadam dziwnie, gdy
dzieje się coś dziwnego.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-left: 0.05cm; text-indent: -0.02cm;">
- Nie, nie. Nie o to
chodzi. Kochasz. A dziś nikt nikogo nie kocha. Zrób coś z tym. Idź, nie obawiaj się, zrób z tym coś wielkiego, przynajmniej w twoim życiu – ciągle
szepcze. Jego głos drży. On się boi, kiedy to mówi.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-left: 0.05cm; text-indent: -0.02cm;">
Nagle złapał mnie za głowę, pociągnął za włosy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-left: 0.05cm; text-indent: -0.02cm;">
<span style="color: black;">- Zróbcie
coś z tym! Coś wielkiego!</span><span style="color: maroon;"> </span>-
krzyczy i potrząsa moją głową. Wyrwałem się szybko, ledwo
powstrzymuję się od uderzenia tego człowieka. Patrzę na niego z
niedowierzaniem. Czuję rosnącą złość i niemoc. Przez kilka
sekund obserwuję czujnie niewidomego. Agresja wzmaga się we mnie,
choć staram się ją powstrzymać. Mam ochotę go złapać za szyję
i zmasakrować mu głowę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-left: 0.05cm; text-indent: -0.02cm;">
- Kim ty jesteś? -
pytam. Odpowiedzi nie doczekałem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-left: 0.05cm; text-indent: -0.02cm;">
Cień podszedł bliżej, kiedy ślepiec krzyknął.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-left: 0.05cm; text-indent: -0.02cm;">
- Co jest? O co
chodzi? - zapytał. Spojrzałem na niego wymownie, później znów
na ślepca.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-left: 0.05cm; text-indent: -0.02cm;">
Ten z kieszeni wyciągnął kawałek papieru.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-left: 0.05cm; text-indent: -0.02cm;">
- Dam ci coś –
powiedział do mnie spokojnie. Złapał mnie za rękę i włożył w
dłoń ten papierek, niczym dziadek, który dzieli wnuki cukierkami.
Podniósł się, po czym dodał: - Chodźmy. Albo nie... tutaj was
zostawię. Dziękuję panowie, chciałem tylko wyjść z tego
lasu...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Patrzę na Cienia. Nie
wiem, jak mam się teraz zachować. Z poruszenia tą dziwną sytuacją
nie potrafię się odezwać. Zacisnąłem mocno pięść razem ze
śmieciem, który włożył mi w nią ślepiec.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Na pewno da pan
sobie radę? - zapytał Cień po chwili, jakby zupełnie nie
dostrzegł ani nie słyszał wcześniejszej sceny.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ma się ku
wieczorowi i dzień się już nachylił, ale dam sobie radę, nie
będę robił kłopotu. Dziękuję – opowiedział ślepiec. - No,
idźcie już. Dziękuję – dodał, kiedy nie ruszyliśmy się.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Chodź, idziemy –
powiedziałem do Cienia zdecydowanie. Ruszyłem do przodu. Nie
pożegnałem się z tym podejrzanym typem. Może po prostu mu
odwala, pomyślałem. Znów ja musiałem trafić na takiego.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- No dobrze... -
powiedział Cień i ruszył za mną. Zostawiliśmy ślepca daleko w
tyle.</div>Dominhttp://www.blogger.com/profile/07301261796405072811noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9020175903086001328.post-15787782290914851252012-04-21T17:22:00.002-07:002012-04-21T17:33:02.465-07:008,9,108<br />
<br />
Wieczór. Kawałek księżyca wystaje spoza ciemnych chmur. Widać tylko kilka gwiazd. Łąka. Ciemność. Idziemy. Delikatny zefir wprawia w poruszenie trawy. Słychać szum niedalekiego lasu i szelesty robaków. <br />
Czuję spokój. Chwilę oddechu zawsze spotykam z dala od innych, a blisko natury. Nikt nie narusza mojej przestrzeni, wydaje się ona być nieskończona. Gdybym umarł w takiej chwili powiedziałbym, że umarłem zadowolony. <br />
Idziemy. Nasza słowa rozmywają się w dźwiękach zieleni. <br />
- Wiesz co? Znajdziemy go – mówię do Cienia. - Znajdziemy, będziemy bliżej niego niż ktokolwiek wcześniej. Znajdziemy i poznamy. Jeśli wtedy na coś się zdecydujemy, to będzie to dopiero wiążąca decyzja. Teraz jest niesprawiedliwie, kiedy go nie znamy, a każe nam wybierać.<br />
- Kogo? - pyta Cień. <br />
- No... Boga. Bo może byliśmy kiedyś blisko niego, ale nie mogliśmy go poznać.<br />
- Nie uda nam się. Jeśli on jest, to sam zdecydował, ile z siebie okaże ludziom. Zresztą wiesz, że trzeba by najpierw to wszystko przemyśleć. Czy wiara to nie kwestia strachu. Czy nie jesteśmy zmuszani...<br />
- Przestań. Być może. Ale właśnie o to chodzi, żeby się o tym przekonać. Ciągle zmieniasz zdanie, więc teraz pewnie też zmienisz. Ja nie twierdzę, że się uda, ale że warto spróbować – mówię mu. Wiem, że podejmie takie wyzwanie. Wiem, że bardzo go to interesuje i że był podobnie blisko niego, jak ja. - Jeśli mam być szczery, to mi też się nie chce. Gdyby mi się chciało, to już dawno coś bym z tym zrobił. Ludzie odchodzą od Boga dla wygody i z lenistwa, ale jeśli dobrze przewiduję, to jest to jedna z niewielu istotnych rzeczy, którymi warto się w życiu zająć... - przekonuję go. On dobrze o tym wie.<br />
- Jasne. Spróbujemy go znaleźć. <br />
<br />
9<br />
<br />
Miewamy przyjaciół. Jeden z nich, Bartłomiej, spotyka nas bardzo rzadko. Pewnego razu, zupełnie niespodziewanie, powiedział do mnie:<br />
- Nie jesteś szczęśliwy – a jego głos był pewny. Wiedział, że jest daleko od wszystkiego, ale stwierdzał tak poważną rzecz. - Męczysz się. To widać.<br />
- Nie wiem – odpowiedziałem mu. - Nie wiem. A w szczęście nie wierzę. <br />
- Może najwyższy czas coś z tym zrobić? Najwyższa pora się z kilkoma rzeczami pogodzić?<br />
- Nie w tym problem. Może właśnie pogodziłem się ze wszystkim. <br />
Jest cienka nić nadziei, że zrozumie. Bartłomiej stara się żyć po bożemu. Męczył się z kobietą przez długi czas, a kiedy ona odwzajemniła mu jego miłość, stał się szczęśliwy. Teraz poświęca jej wszystko. Dla niej zmienił siebie. Mówi, że ją kocha. Jest blisko Boga. <br />
Osiągnął szczyt normalności w każdym aspekcie życia, począwszy od społecznego, a skończywszy na wewnętrznym. Jego problemy są tak pięknie normalne. Jego życie jest tak niesamowicie zaplanowane, rozpisane... normalne. A tu oznacza to, że wpisuje się w obraz współczesnego człowieka. Ale ma cele. Mówi, że ona jest dla niego najważniejsza. <br />
Pamiętam, że raz tylko naprawdę chciałem od niego pomocy. Mogę do niego przyjść, jeśli potrzebuję. Spojrzałem wtedy na niego, a on patrzył na mnie twardo i bezwzględnie.<br />
- Zrób coś z tym. Z tym wszystkim. Zabierz mnie stąd – powiedziałem.<br />
- Nic ci na to wszystko nie poradzę – odwarknął. - Nic ci na to nie poradzę.<br />
<br />
10<br />
<br />
Mamy znaleźć Boga. Musimy pomyśleć od czego zacząć. Jakby tu jeszcze zarobić i spełnić swoje marzenia. Dalej spacer. Dalej wieczór. Z łąki zaszliśmy do lasu. Wciągam do nosa zapach wilgotnej trawy i żywicy. Uwielbiam to.<br />
- To co? - mówi do mnie. - Jedziemy do Jerozolimy, czy jak? - pyta i śmieje się.<br />
- Oczywiście. Możesz też do papieża, do Dalajlamy, albo gdzie tam jeszcze wymyślisz – uśmiecham się. - Na początek chyba właśnie trzeba zapomnieć to wszystko, co nam wbito do głowy. Nawet sobie nie zdajemy z tego sprawy, jak bardzo kierujemy się w ocenach tym, co ktoś nam przekazał. <br />
- No cóż. Trudno nam to będzie obiektywnie ocenić. <br />
- Racja. Ale bez tego nie zaczniemy. Z tym, że to co odkryjemy będzie subiektywne, trzeba się chyba pogodzić – mówię mu. Patrzy raz na mnie, raz na drogę. <br />
- Odważny krok jak na początek. Zlikwidować światopogląd?<br />
- Nie do końca. Zlikwidować czynnik ludzki, zewnętrzny, naznaczony błędem i subiektywizmem. Zostanie tylko nasza opinia, też subiektywna, ale w najgorszym wypadku będziemy mogli się cieszyć, że jest właśnie nasza, niczyja inna. Zresztą, lubisz zmieniać zdanie, gdy czegoś doświadczasz, więc pozbawienie wpływów innych na twoje postrzeganie nie powinno być problemem.<br />
- Jasne. Jakaś impreza ma być. Pójdziemy, co? - zmienił temat.<br />
- W porządku, czemu by nie?<br />
Leśna ścieżka wydawała się nie mieć końca. Dostrzegliśmy jednak w oddali światła miasta. Przyśpieszamy kroku, bo robi się chłodniej. Wsłuchuję się w dźwięki lasu. Światło odbite od księżyca zaczyna być niezbędne. <br />
Niespodziewanie od strony widocznego już miasta zobaczyliśmy zarys postaci. Szła bardzo powoli. Ktoś jeszcze wybrał się po prostu na spacer – pomyślałem. <br />
- Widzisz go? - zapytałem Cienia.<br />
- Tak. Czemu idzie tak dziwnie?<br />
- Nie wiem...<br />
Spokojnie zbliżaliśmy się do postaci. Spostrzegłem, że ma laskę. Był to ślepiec, którego spotkałem już dwa razy. Miał na sobie słomiany kapelusz i dziwną, flanelową koszulę. Szedł powoli, a jego laska badała całą powierzchnię nierównej ścieżki, co chwila obijając się od jakichś krzaków i kamieni. <br />
- On jest niewidomy – mówię do Cienia. - Kojarzę go. I ma laskę.<br />
- Niewidomy? I spacer w lesie wieczorową porą? Dobry jest... - Cień zrobił zdziwioną minę. Mnie także to zaintrygowało. <br />
Zbliżamy się do siebie. Nie bardzo wiemy, jak mamy się zachować. Ale skoro koleś wybrał się na spacer, to chyba wszystko musi być w porządku. Po prostu przejdziemy obok niego. <br />
Jego laska wyprzedza krok o jakiś metr. Dotknęła mojego buta. Ślepiec przystanął zaskoczony i niepewny. My również się zatrzymujemy, choć chcemy iść dalej.<br />
- Dobry wieczór, kto tam? - mówi do nas.<br />
- W porządku, tylko przechodzimy, tak jak pan – odpowiadam spokojnie.<br />
- Aha. No to w porządku... wie pan, pytam na wszelki wypadek...<br />
- Oczywiście – powiedziałem. Ruszyliśmy w stronę miasta. - Miłego spaceru – dodałem, choć już prawie chciałem powiedzieć „do widzenia”. <br />
Minęliśmy go i odeszliśmy na odległość kilku kroków. On dalej stał. W pewnym momencie odwrócił się w naszą stronę i zawołał:<br />
- Hej! Ale czy wy... czy w tamtą stronę jest miasto? Jakieś pół kilometra stąd, tak? - zawołał, wskazując w naszą stronę.<br />
- Tak. Stamtąd pan przyszedł przecież. Chyba - odpowiadam mu. <br />
- Czy.. może jednak... moglibyście mnie tam odprowadzić? Proszę – powiedział nieco ciszej. Dziwny człowiek. <br />
- Jasne. Chodź pan, złap się pan – podszedłem do niego i chwyciłem go za ramię. Wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę światła.<br />
Nasza rozmowa z Cieniem została skrępowana poprzez obecność innej osoby. On delikatnie się uśmiecha. Teraz chyba chciałby być już w domu.Dominhttp://www.blogger.com/profile/07301261796405072811noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9020175903086001328.post-12243138570905543152012-04-16T11:04:00.003-07:002012-04-16T11:17:17.707-07:006,76<br /><br />Rozmowa z Tomaszem. Biedny. Wybiera jakiś sposób na życie, a później narzeka. Żyje dosyć współcześnie. Odrzucił religię. Ma kobietę. Lubi seks i zabawę. Bywa egoistą, jak wszyscy. Swojej kobiety nie kocha i często myśli o innych. Dobrze, że jest z nią, bo w przyszłości go przypilnuje. <br />Spacerujemy po parku. Są teraz ciepłe dni, więc warto się przewietrzyć. <br />- Wiesz... czuję, że to wszystko jest bez sensu – mówi do mnie.<br />Nie. Naprawdę? Ale od czegoś trzeba zacząć.<br />- Czuję, że to jest puste. Nie chce mi się budzić. Nie mam po co. Za kilka dni znowu impreza, ale co z tego. Nawet nie chce mi się tam iść. Pewnie będzie fajnie, ale teraz myślę sobie, że nie będzie z kim gadać. Jakieś takie to wszystko... puste – kontynuuje.<br />- Przeżyjesz. Wiesz, że zawsze w końcu idziesz, a później mówisz, że było fajnie. Poznajesz ludzi i nagle okazują się być całkiem w porządku. Napijesz się i będzie dobrze – przekonuję go. Dla mnie to idiotyczne, ale wiem, że on potrzebuje tak myśleć. Rzeczywiście tak bywało. Alkohol rozluźnia atmosferę. Gdy ludzie na imprezie wypiją, to w kilka godzin stają się wielkimi przyjaciółmi. Tego trzeba unikać, bo to żałosne. Ale od czegoś trzeba zacząć. <br />- Widzę, że wszystko się psuje. Nie wiem, czy rozumiesz – mówi do mnie.<br />Czy rozumiem? A cokolwiek wcześniej działało jakoś specjalnie dobrze?<br />- Nie bardzo wiem, co masz na myśli. Każdy bierze takie życie, jakie chce, w miarę możliwości. Mogę powiedzieć, że mam zepsute życie, ale to w większości mój wybór. Możesz mówić, że coś się psuje, ale możesz to też naprawić - odpowiadam. <br />- Nie, właśnie nie. Gdzie jest to wszystko? Te przyjaźnie? Tak poważnie to już chyba tylko z tobą rozmawiam. Gdzie są moi przyjaciele? Każdy ma coś ważniejszego, ciągle. Tak trudno się spotkać, porozmawiać, pośmiać się...<br />- Czemu tego potrzebujesz? Po co? Oni to wybrali tak jak ty. Twoje życie jest całkiem podobne. Widzisz się z laską, chodzisz na imprezy, uczysz się, trzeba pracować. Oni to wybrali. Wolą się widzieć z kobietą, zapierdalać na swoje i jej życie. Skoro myślą, że tak trzeba i jest im tak dobrze, to niech tak robią. Po co się w to wtrącasz? Podobno chcesz dla nich dobrze.<br />- Ale jest mi z tym źle. Rozumiem, że trzeba zadbać o życie, ale chyba nie kosztem wszystkiego. Wkurwia mnie to – Tomasz narzeka. Dobrze wiem, o co mu chodzi. Ale staram się o tym nie myśleć. Tak bywa. Odpowiadam:<br />- Dobrze wiesz, jak jest. Robisz dokładnie tak samo. Mówisz o tym tylko wtedy, gdy w jakiejś chwili opanujesz się i uświadamiasz sobie, że to wcale nie jest dobre i że są ważniejsze rzeczy. Przychodzisz z tym do mnie tylko wtedy, kiedy tobie jest źle. Takie wybraliście życie. Czemu na nie narzekacie? - pytam go retorycznie. Trzeba żyć. Skoro tak chcieli, to niech to teraz wezmą. <br />- Oni wrócą – mówię dalej. - Może dopiero wtedy, kiedy sami sobie przypomną o tym, że im nie jest dobrze. Wrócą tak jak ty, tylko wtedy, kiedy sami będą tego potrzebować. Może to okropne, ale poczuj się jak koło zapasowe. Oni cały czas mogą mówić, że im zależy, że cię kochają i tak dalej, ale tak naprawdę mają to w dupie. Interesują się teraz tym, żeby wyrwać kolejną dupę, żeby swojej zrobić dobrze. Każdy ma priorytety. Wrócą tak jak ty. Wtedy, kiedy będą tego potrzebować. <br />Tomasz skwitował to milczeniem. <br />No cóż. To przykre. Nie można ufać egoistom. Ludzie lgną tak naprawdę do siebie tylko wtedy, gdy się kochają. Wtedy mają radość z tego, że są ze sobą, że rozmawiają, spędzają ze sobą czas. Tu też jest egoizm, bo robią to trochę dla własnej potrzeby, żeby czuć się fajnie. Ale przyjaciół ma się tylko dlatego, bo się ich potrzebuje. To żałosne. Masz przyjaciela, ale on schodzi na drugi plan, kiedy odkrywasz coś ważniejszego. Taka rola. Takie życie. <br />- Jasne. Oni wszyscy na pewno tak się kochają, tak kochają te swoje laski... - Tomasz mówi w końcu z ironią. - Ty też się nie powinieneś odzywać na ten temat, bo nie mówisz, że kogoś kochasz.<br />- Cóż. Teraz to czuję. Jak bardzo przy kimś inni mogą zejść z planu. Myślę, że niedługo tego pożałuję, ale teraz jest mi dobrze. To ty nikogo nie kochasz, więc nie zrozumiesz, dlaczego cię zostawili. To ohydne, wiem. Ale zrobiłbym tak samo, jak oni – odpowiadam mu. Sam w to nie wierzę. Ale mówię tak, bo czuję, że teraz z tym jestem zadowolony. - Mnie bardziej zastanawia, po co otaczać się ludźmi, którzy nas zostawiają. Dziwisz się później, że ludzie są mi tak bardzo obojętni. Ale po co mają mnie zawodzić? Po co ja mam ich zawodzić? Lepiej od razu wyłożyć karty na stół, nie łudzić się, pozbawić się wiary...<br /><br />7<br /><br />Mamy teraz dziwne czasy. Być może w każdej chwili dziejów ludzkości człowiekowi wydawało się, że żyje w dziwnych i innych czasach. Więc znów jesteśmy w takim momencie. Znowu, w perspektywie przeszłości, żyjemy w czasach bez precedensu. <br />Była wojna. Mieliśmy Auschwitz. Ludzie strzelali do siebie. Zabijali własnych przyjaciół. Przeżyliśmy wydarzenia idiotyczne, głupie. Miliony istnień poświęciły się, żeby przyszłość zrozumiała, jakie to głupie. Musieli walczyć. Nie mieli życia. Nie mieli wyboru. <br />Jeden zwykły żołnierz stoi na linii frontu. Szeregowiec. Strzela. Kule mijają również jego. Słyszy czołgi. Wybuchy. Dostrzega nadlatujące samoloty. Ziemia jest szara i jałowa. Wcześniej przechodziły już po niej armie. Żołnierz strzela, choć do końca nie rozumie po co. Strzela do wrogów, choć nawet nie zna ludzi, którzy stoją naprzeciwko niego. Oni z jakiegoś głupiego powodu są jego wrogami. <br />W szpitalu polowym pracuje ładna pielęgniarka. Młoda blondynka. Na twarzy ma jedną małą bliznę po tym, jak trzy lata wcześniej zgwałcił ją jakiś żołnierz. Teraz pomaga rannym. Pracuje dlatego, bo zmuszał ją do tego jej ojciec, jakaś wojskowa szycha. <br />Pielęgniarka jest w ciąży. Ósmy miesiąc. Od kilku tygodni oszczędzają ją, nie pracuje już tak ciężko. Teraz leży i próbuje sama urodzić. Dziecko będzie wcześniakiem. Wojennym bohaterem. Jego ojciec jest gdzieś na froncie i strzela do obcych ludzi, zastanawiając się, dlaczego właściwie są oni jego wrogami. Jego pierworodny będzie miał ojca – też bohatera. Ale co z tego. I co to za bohater. <br />Żołnierz miał przyjaciela. Ale był on teraz w obozie. Właśnie sprzedawał innych za dwie kromki chleba. Jego kolega obiecał mu trochę chleba za pomoc przy prowadzeniu nowych do pieca. Spotkał wśród prowadzonych znajomego księdza, u którego spowiadał się kilka razy przed rokiem, w małej piwniczce, kiedy szukali go wrogowie. Teraz ksiądz był już prawie zniedołężniały. Trudno. Żegnaj.<br />- Już w nic nie wierzę. Teraz już w nic nie wierzę – powiedział jeszcze szeptem do niego.<br />Gdzieś tam dalej, w ostrzeliwanym mieście, młody poeta ukrywał się przed wrogami. Nie miał jeszcze lat dwudziestu. Na miasto spadały bomby, po ulicach biegali żołnierze. On nie był bezpieczny. Krył się pod dużym kawałem stropu, który spadł gdzieś na drogę. Na skrawku papieru pisał: „Co z moim pokoleniem? Dlaczego nie przyszło mi żyć normalnie? Dlaczego musimy walczyć z tą zimą? Dlaczego o mojej kochanej muszę myśleć poprzez zło i strzały? Nie dane nam było wybrać. Nasze życie w młodości zostało naznaczone.”<br />Mamy dwudziesty pierwszy wiek. Wojna była dawno. <br />Nie trzeba nam było być na wojnie, żeby przestać wierzyć w cokolwiek. Nie musieliśmy widzieć tragedii, żeby zdradzać tak samo. Nasza wojna to wojna moralności, egoizmu, człowieczeństwa. Słowa utraciły znaczenie. Nie pokonamy sami siebie. Jesteśmy na wojnie.Dominhttp://www.blogger.com/profile/07301261796405072811noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9020175903086001328.post-54891479142448322372012-04-06T16:34:00.005-07:002012-04-06T16:38:38.510-07:004,54<br /><br />Wsłuchujemy się w muzykę. Ona przybiera nieco dziwne znaczenie, kiedy jej słuchaniem trzeba dzielić się z drugim człowiekiem. Zawsze była dla mnie intymnym doświadczeniem. Samotnią. Wiedziałem, że tylko ja słucham muzyki tak, jak ja. Dlatego, że każdy słyszy ją inaczej. <br />Ekstaza. To jest to, co dźwięk mi gwarantuje. Dlatego lubiłem to intymne doświadczenie. Teraz widzę w oczach brata, że słyszy muzykę tak samo, jak ja. Widzę to w iskierce radości i pasji w jego oczach – i wtedy mógłbym patrzeć w nie bez końca. <br />On siedzi i uśmiecha się do mnie delikatnie. Dobrze wie, że ja też to rozumiem. Pięknie jest czuć tak, jak czuje drugi, bliski człowiek. Nigdy nie jesteśmy bliżej siebie, jak wtedy, gdy słuchamy razem muzyki. <br />Myślałem zawsze, że w pełni nie można zrozumieć drugiej osoby. Można próbować wczuć się w jej sytuację, starać się pojąć, w jaki sposób postrzega świat. Ale różnice doświadczeń sprawiają, że to nie jest możliwe. Sam fakt, że dwoje ludzi to dwie autonomiczne jednostki nie pozwala osiągnąć pełnego stanu wzajemnego zrozumienia. To sprawia, że jesteśmy samotni. Do końca nikt nigdy nie będzie zrozumiany. Każdy ciągle jest w nieco innej sytuacji, innej chociażby o jeden milimetr. <br />Jednak gdy z Cieniem słuchamy muzyki, jesteśmy najbliżej. Nie wiem, czy rozumiemy się w tym momencie w stu procentach. Nie wiem, czy to jest pełna empatia. Pewne jest jednak, że jesteśmy najbliżej tego – nikt nigdy nie był tak blisko takiego celu, jakim jest zrozumienie drugiego człowieka w pełni. Słuchamy muzyki i wiemy, widzimy, słyszymy, czujemy to, czego oboje doświadczamy. To jest coś niesamowitego – wtedy realnie doświadczam tego, że nie jestem sam. To są jedyne sekundy nie-samotności. Jeśli jest ktoś, kto to rozumie tak jak ja, to warto to robić. Seks przy tym jest jak nikłe doświadczenie codzienności przy permanentnym doświadczeniu piękna wiecznego. <br /><br />5<br /><br />Miewam sny. Moja modlitwa wieczorna ogranicza się najczęściej do prośby o dobry, pożyteczny i przyjemny sen, w którym znajdę rozwiązania nurtujących mnie właśnie problemów. Nie wiem, czy to nie jest forma jakiejś autosugestii, próba wpłynięcia na podświadomość. <br />Często sny są piękne. Pokazują ułożone życie, takie o jakim marzę. Czasem pokazują piękne chwile, które nigdy nie będą miały miejsca. Wtedy mi przykro, że nie mogę się tym podzielić. <br />Sen. Szukam diabła. Dziwne zadanie. Sam nie wiem, czy chcę go zniszczyć, porozmawiać z nim, zawrzeć pakt. Chyba jestem na niego zły. Nie wiem, gdzie go mam szukać i nie zajmuje mnie to. Wchodzę w samych spodniach do łazienki. Światło jest zgaszone, zostawiam drzwi otwarte. Odkręcam kurek przy umywalce i przepłukuję ręce oraz twarz. Jestem czymś bardzo zmęczony. Czuję się dziwnie i potrzebuję odetchnąć. Odwracam się w stronę lustra. Opieram się o szafkę. Widzę swoją twarz i nagi tors. Poprawiam włosy. Patrzę w swoje oczy i widzę swoje odbicie. Zastanawiam się nad sobą. Co też we mnie bywa specyficznego? Nic. Ja nie widzę nic. Odwracam się w stronę wyjścia. Ktoś w nim stoi.<br />Widzę siebie. W przejściu stoję drugi ja. Również w połowie nagi. Dokładnie taki sam. Jestem przerażony. Chciałem odetchnąć, ale czuję, że znów będę miał jakiś problem. <br />- Ty! - krzyknąłem do drugiego mnie z pretensją i złością. - Ty!<br />Zaczął się śmiać. Patrzy na moją bezsilność wobec mnie samego. Jestem poirytowany, chcę się rzucić na niego i udusić go. <br />On się śmieje. Widzę w jego oczach ironię i pogardę. Widzę ten dziwny uśmiech, którym pokazuje mi swoje zwycięstwo. On jest diabłem. Znalazłem go. Dlatego on się nie boi. Dlatego on wie, że wygrał.<br />Nie wytrzymuję. Rzucam się na niego. Wyskakujemy z łazienki. On się nie broni. Wie, że zwyciężył. Patrzy na mnie z pogardą i cały czas się uśmiecha. <br />- Ty ciulu! Ty ciulu! Ty ciulu! - krzyczę.<br />I budzę się. Z tym samym krzykiem. I znów nie zasypiam spokojnie. I znów jestem tu sam.Dominhttp://www.blogger.com/profile/07301261796405072811noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9020175903086001328.post-512754360117130912012-04-02T13:57:00.004-07:002012-04-02T14:13:32.814-07:00Oaza spokoju (1,2,3)1<br /><br />Bo oto był powód, żeby zacząć się uśmiechać. Oto została złamana podstawowa zasada – zaufałem komuś. <br />Przystanek. Czekamy na autobus. Pusto. Cicho.<br />- Nie chcę być już nigdy sam – mówię.<br />Słyszę śmiech. <br />- No to sobie znajdź laskę – i znów śmiech.<br />- Przecież wiesz, o czym mówię.<br />- Wiem. Mówiłem ci już. Nie jesteś sam. Ja cię nie zostawię. Wiesz, że cię kocham.<br /><br />Jest mi przyjemnie. Nie podejrzewałem nigdy, że głupie słowo może wywołać taką radość. <br />- Boję się, że to wszystko znowu się zmieni, zniknie.<br />- Przestań. Nic się nie zmieni. Życie idzie do przodu, ludzie się zmieniają, różne wydarzenia, ale co by się miało stać? Miałbym nagle zapomnieć o takim moim życiu?<br /><br />Co teraz widzę? Radość w jego oczach. Trochę zamyślenia. On ma nieco inne plany, też to widzę. Ale jest w porządku. Wierzę w każde słowo, na tym chyba polega zaufanie. Cieszę się z iskierek szczęścia w jego oczach. Są pełne pasji. Tak. Zdecydowanie, razem zrobimy jeszcze wielkie rzeczy. Może świata nie zbawimy, ale zrobimy wielkie rzeczy. <br /><br />2<br /><br />Idiotyczne milczenie czasem pojawia się w mojej głowie. To jest milczenie, które pojawia się zamiast krzyku. A krzyk zawsze powstrzymuje mnie od robienia głupich rzeczy. Krzyk zawsze jest oznaką resztek sumienia, albo chociaż poczucia sprawiedliwości. Jest mi źle, gdy go słucham. Nic się nie układa. Czasem trzeba go porzucić – tak sobie pomyślałem.<br />I wyrzuciłem. Nie chcę słyszeć krzyku, który powstrzymuje mnie od bycia zadowolonym, od czucia, od kochania, od uśmiechania się, od płaczu i radości, od rozmowy i wymownego milczenia, od patrzenia w gwiazdy i słońce na horyzoncie. Mówię mu – nie. Chcę poznać życie takim, jakim jest. Tak mi się wydawało. Bo jakie jest moje życie?<br />Więc wierzę. Poddaję się temu, czego się boję, bo dalej walczyć nie potrafię. Poddaję się i wierzę. Będzie dobrze. Zaufanie, to jest to, co pomaga mi teraz przetrwać. Zaufanie i wiara w jednego chociaż człowieka, na dodatek konkretnego, pięknego w duszy człowieka, pomaga mi teraz przetrwać. Czy to znów mój egoizm? Czy wierzę mu, bo ja mam poczuć się lepiej? <br /><br />- Nie czuję się z tym dobrze – mówię mu.<br />- Z czym?<br />- Może jesteś obok tylko dlatego, bo tego potrzebuję. Może jesteś czasem dla mnie jak heroina. Działasz źle, ale ja ciągle cię chcę, bo potrzebuję cię dla przetrwania. Boję się tego. Boję się chyba wielu rzeczy. Dobrze, że jesteś, bracie. <br />- Dzięki. Damy radę. Pamiętaj, że nie jesteśmy byle kto, tylko ja i ty. Nie wiem, czy powinieneś o tym myśleć. Jest dobrze. To jest ważne.<br />- Ale to niebezpieczne. Wiesz o tym.<br />- Wiem. I co z tego. Damy radę. Jest w porządku.<br /><br />Tyle zbędnego pierdolenia. Kiedy obnażasz się doszczętnie i pokazujesz komuś nagi, oskubany życiem umysł, musisz być emocjonalny. Człowiek nie potrafi zrobić tego inaczej. Coś płynie w naszej krwi takiego, że rozum robi sobie przy tym przerwę. Nie zapanujesz nad tym. W określonych sytuacjach załamie ci się głos, albo niechcący, całkiem bezmyślnie odpowiesz coś ckliwe i paulokoelowsko.<br />I ja musiałem uklęknąć przed tym. Obnażając się - na chwilę pozbawić się oschłości. Jak bardzo czułe słowa brzmią dla mnie dziwnie? Jak bardzo nie chcę ich słuchać ani wypowiadać? Jak bardzo nie mogę się od tego powstrzymać?<br /><br />3<br /><br />Śnię czasem. Widzę, jak umiera. Budzę się z płaczem. Po prostu mi go wtedy brakuje. Myślę, jak wyglądałoby życie bez niego. Wiem dobrze - pusto, bezbarwnie, bez sensu, jak wcześniej. Nie miałbym co robić. Nie miałbym po co żyć. Nie miałbym po co widzieć piękna, tworzyć, odczuwać. Bo po co odczuwać i tworzyć dla takich, którzy tego nie zrozumieją?<br />W śnie widzę różne rzeczy. Jest niepełnosprawny. Nie ma rąk ani nóg. Jest moim bratem, oddaję mu swoje życie, żeby było mu łatwiej. Wtedy on mnie potrzebuje. Czy mnie to cieszy? Wcale. Wolę wolny wybór. Wolę, kiedy z własnej woli on jest zadowolony z tego, że jestem.Dominhttp://www.blogger.com/profile/07301261796405072811noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9020175903086001328.post-9696286089015250342009-09-02T12:42:00.000-07:002009-09-02T13:14:59.773-07:00Reszta tekstu póki co nie doczeka się publikacji. Jeśli ktoś jest zainteresowany kolejnymi rozdziałami, proszę o kontakt.Dominhttp://www.blogger.com/profile/07301261796405072811noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-9020175903086001328.post-14576623067271438062009-08-12T15:13:00.000-07:002009-08-12T15:17:24.807-07:0016,1716<br /><br /> Króluj nam Kłamstwo, króluj nam Nieszczerość. Matką moich dzieci będzie flaszka, a przybiorą one kształt sztuki. Prawda jest taka, że pośród wichru życia i powszechnego chaosu jedno pozostało niezmienne. Tylko jedna rzecz. Z tej perspektywy należałoby zatem podjąć próbę zaufania – mowa tu o Bogu; nic stąd nie jest pewne.<br />- O Bogu wiemy tyle, że to jakieś pojęcie ludzkie, jakaś idea niepojęta, jeśli można by tak powiedzieć. Ja wierzę, że on jest, ale próbuję to jakoś ocenić, tak niezależnie od tego czy Bóg jest, czy go nie ma, czy ja go sobie wymyśliłem, czy wymyślili mi go inni – mówię. - Nie chcę się odwoływać do religii. To jest już zbyt naznaczone... człowieczeństwem, ludzkim błędem. Musimy w niej być ze względu na inne rzeczy, a nie na wiarę. No więc... chciałem powiedzieć, że zawsze starałem się, aby Bóg, jakikolwiek, ten narzucany, ten mój, ten którego być może nie ma, a najlepiej ten, który jest i który jest obiektywnie tym właściwym Bogiem, żeby ten Bóg był moim przyjacielem. To wydawało mi się logiczne, przecież elementy przyjaźni byłyby najlepsze do kontaktów z Bogiem. No i co wyróżniałem? Przede wszystkim zaufanie, poczucie wzajemnej obecności, pomoc w miarę możliwości, zajmowanie jakiegoś ważnego miejsca w życiu i hierarchii wartości. Wiesz kiedy Bóg się zgubił?<br />- Kiedy? - pyta Cień.<br />- Wtedy, gdy oddałem mu swoje życie. On, wedle tych przymiotów, które wymieniłem, był wart tego, żeby poświęcić mu życie. Nie śmiej się, nie poszedłem do zakonu, jak widać. Ale powiedziałem wyraźnie: „Pokaż mi drogę, powiedz, gdzie chciałbyś, abym poszedł, zrób z moim życiem to, co chcesz.”<br />- I co on na to odpowiedział?<br />- Zupełnie nic. To była jego odpowiedź. I ja ją przyjmowałem, to oznaczało, że niewiele Bóg chce zmienić, że nie wskaże mi kobiety, że nie powie, na jakie iść studia i tak dalej, no wiesz. <br />- Ale czemu chciałeś oddać mu swoje życie?<br />- To logiczne. Nie było nikogo, komu można by ufać, o kogo można by się oprzeć. Miałem Boga za przyjaciela, to byłoby wartościowe oddać mu życie. Powiedzmy, że trudno mi było rano wstawać. Dni płynęły bez sensu, choć robiłem mnóstwo rzeczy. Przytłaczał mnie brak sensu. Szukałem celu. Szukałem czegoś, co sprawiłoby, że każdego ranka mógłbym wstawać z radością i korzystać z tego, że jestem człowiekiem, z tego co mam – tłumaczę mu. <br /> To jest najlepsze – tym razem ja pozwalam sobie na mówienie. Nawet przy nim nie zdarza mi się to często. Ale wiem, że mogę sobie na to pozwolić. Moje słowa nie pójdą na marne, zostaną wysłuchane i, co najważniejsze, zrozumiane. Oto sedno mojego mówienia – mówię do ludzi, o których wiem, że są w jakimś stopniu w stanie zrozumieć jak się czuję i o co mi chodzi.<br />- No i co było dalej? Jak ci się teraz widzi Bóg? - pyta Cień. <br />- Dalej? Dalej to... chyba szybko odkryłem, że nic się nie zmienia. A potem zjawiłeś się ty, jakoś tak wiesz, bardziej niż zawsze. To była zmiana. Ja bym nigdy Boga nie podejrzewał, że przyśle mi kogoś takiego, jak ty. Ale jak zwykle. Moje niepewne odczucia co do takiej sytuacji sprawiły, że się na Boga trochę zdenerwowałem. O dziwo to nie był żaden kryzys w wierze.<br />- Niepewne odczucia?<br />- Powiem ci szczerze. Nie wierzę, że to tak będzie trwało. Sielankowo. Trochę... nie wierze, że zawsze będziesz obok tak, jak teraz.<br />- Przestań pierdolić. Denerwujesz mnie takim gadaniem – Cień się poirytował. - Myślisz, że co? Że tak po prostu mogłoby się wszystko zmienić?<br />- Nie po prostu. Zobaczysz. Wtedy może sobie przypomnisz, że tak mówiłem, choć pewnie będziesz w takim stanie, że nawet nie będziesz chciał o mnie myśleć.<br />- Wiesz co... przestań. Wkurzyłeś mnie. <br />- Nie denerwuj się. To moje zdanie. <br />- No a co z tym Bogiem? Jak to teraz wygląda?<br />- O Bogu mógłbym teraz powiedzieć, że kto daje i odbiera... - nie dokończyłem.<br /> „Ten się w piekle poniewiera.”<br /><br />17<br /><br /> Mur to była taka instytucja, za którą nie wpuszczałem nikogo. Teraz sytuacja była wyjątkowa. Oto ktoś dostał się za mój wysoki mur i jest w środku. Stoimy tu razem. Mur rośnie i rośnie, ściśle odgradza nas od świata zewnętrznego. Stoimy tu razem i jesteśmy zupełnie bezpieczni. I co ważne – nie jesteśmy sami. <br /> Teraz ludzie irytują się i dziwią. Irytują się, bo nie mogą się tu dostać. Nie potrafią nas zrozumieć. Irytują się, bo w życiu stoimy obok. Nie wiedzą, jak do nas podejść. Widzą, że razem jesteśmy dużo silniejsi. Widzą, że nic nas nie pokona. Dziwią się – jak to możliwe, że dwoje ludzi może się tak rozumieć. Dziwią się, bo wiedzą, że kładziemy swoje życie za siebie wzajemnie. Dziwią się, że zawsze jesteśmy dla siebie pierwsi, a dopiero później, gdzieś daleko, są oni.Dominhttp://www.blogger.com/profile/07301261796405072811noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-9020175903086001328.post-29936805389094787722009-08-10T11:00:00.000-07:002009-08-10T11:02:58.176-07:0014,1514<br /><br /> Nie wiem nawet, w jaki sposób Cień pojawił się w moim życiu. Chyba jakoś tak po prostu. Zawsze był gdzieś obok. Jak na Cienia, początek był dziwny. Nie trafiliśmy do siebie od razu. Zaczęło się od słuchania, milczenia. Była nawet niechęć. Ja nie mówiłem nic. To nie był człowiek podejrzany o bycie Cieniem. Jakieś życiowe drogi po prostu kazały nam się lepiej poznać – i wtedy to stało się jasne. Spojrzeliśmy w tą samą stronę. <br /> Młody chłopak, w moim wieku. Ostatecznie całkiem do mnie podobny. Nie do końca jestem pewny jak wyglądał, choć uwielbiałem na niego patrzeć. Nie wiem, z jakich elementów był zbudowany – wszystko było dobre, bo było jego.<br /><br /> Mały most. Kanał. Brudna woda. Trawy, pola. Jedno samotne drzewo stojące w oddali, na które zawsze patrzę. Stoję oparty o metalową poręcz. Spoglądam na delikatny prąd wody i odbijającą się w niej rzeczywistość. Zastanawiam się co sprawia, że człowiek, który stoi obok jest wyjątkowy. Chyba wiem. To jedyny człowiek, przy którym nie czuję, że jestem sam. Mógłbym mieć żonę i dziecko, mógłbym jeździć z rodziną na wakacje, mógłbym codziennie odwiedzać przyjaciół, mógłbym chodzić ulicami miast, dymać suczki, mógłbym być ufny i wierzyć każdemu. Ale nie. Coś w ludziach jest, czego bardzo się boję. Coś jest w każdym człowieku, co sprawia, że nie potrafię do końca zaufać i uwierzyć. Cień to zmienia. Jest wyjątkowy, bo jest jedynym człowiekiem, przy którym nie jestem sam.<br /> Stoję więc obok niego i zastanawiam się dlaczego tak jest. <br />- Jaki masz plan? - pytam.<br />- Plan?<br />- No. Czasem trzeba mieć plan. Co chciałbyś robić? Co zrobisz z tym wszystkim?<br />- Nie wiem. Mam jeszcze trochę czasu - Cień jest równie zagubiony jak ja.<br /><br /> I w tym jest sedno – po prostu się boję. Wierzyć i ufać. Może dlatego, bo ciągle widzę, że ludzie nie są tego warci. Może dlatego, bo nie zależy mi, żeby ktoś ufał i wierzył we mnie. Wtedy musiałbym wybaczać i zapominać o każdym błędzie, bo sam je popełniam. Wtedy ludzie wybaczaliby mi. <br /><br />15<br /><br /> Zdarza się, że chodzę ulicami miast. Szedłem znowu. Zobaczyłem ślepca – tego z autobusu. Nie był chyba zupełnie niewidomy. Siedział na ławce, obok stała oparta jego biała laska. Znów rozmawiał przez telefon. Moja droga wytyczona została obok niego. Przechodzę. Znów słyszę.<br />- No bo wiesz... nie wiem czy jestem w stanie to wyrazić, chciałem powiedzieć po prostu „dziękuję” - jego głos jest delikatny i drżący. - Chciałem powiedzieć... to znaczy, nie wiem, czy ja dobrze to mówię, bo wiesz, nie wiem czy potrafię, ale chciałem powiedzieć, że to był jeden z najpiękniejszych dni...<br /> Uśmiecham się pod nosem. Przez krótką chwilę czułem zadowolenie.Dominhttp://www.blogger.com/profile/07301261796405072811noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9020175903086001328.post-8749992567376205782009-08-07T15:16:00.000-07:002009-08-07T15:25:28.030-07:001313<br /><br /> Posuwałem potem Młodą kilka razy. Trochę z nudów, trochę z popędu. Było ciekawie i śmiesznie. Dotknął mnie dziwny smak otwartości. Jeszcze nikogo tak nie przytulałem. Obcowanie narządów płciowych okazało się być najsilniejszym przytuleniem na jakie człowiek może sobie pozwolić. Właściwie zrozumiałem, dlaczego ludzie to robią. Seks jako najdoskonalsza forma wyrażenia miłości. Oczywiście jeśli się kogoś kocha. Ja jej nie kochałem, ale przez krótkie chwile wyobrażałem sobie, że tak jest. I wtedy to rozumiałem – rozumiałem , że to doświadczenie mistyczne. Fizyczność połączona z uczuciem – najsilniejsze przytulanie kogoś kochanego. Wyobrażam sobie, że ludzie, którzy się kochają, mogą uprawiać seks na zgodę po kłótni. Wyobrażam sobie radość z dawania przyjemności komuś, kogo się kocha. <br /> Ja jej nie kochałem, ale wszystko było takie, jak sobie wyobrażałem. Zazwyczaj wszystko jest takie, jakie sobie to wyobrażę: wielkie budynki, wysokości, zadania, uczucia. Tylko ludzie okazują się być inni. Wyobrażenia, które dotyczą ludzi – to są tylko moje wyobrażenia. Nieprawdziwe. Są tylko ułatwieniem. Wiara w to, że ktoś jest taki, jak sobie to wyobrażam, pomaga w kontaktach międzyludzkich. Taka wiara podtrzymuje związki, tworzy przyjaźnie, pomaga utworzyć więź zaufania między rodzicami i dziećmi. Naznaczona jest jednak charakterem kłamstwa. To niegroźne, jeśli ludzie są daleko, ale jeśli są sobie bliscy – załamanie takiej wiary oznacza kryzys. Kłótnia i oskarżenie o brak zaufania, albo – i to śmieszne – o niezgodność charakterów.<br /> Seks jest lepszy, bo nie trzeba go sobie wyobrażać. Dzieje się – tu i teraz. Jest dobrze, przyjemnie, warto zapomnieć o wszystkim. Albo myśleć o kimś, kto leży obok. To ma wartość – gdy się kogoś kocha. Po co przytulać najbardziej kogoś, kogo się nie kocha? Moja głowa była wtedy gdzie indziej. Myślałem, że Młoda może być Cieniem.<br /> Sprowadziło się to więc do zwierzęcego instynktu oraz do ludzkiego egoizmu. Niewiele z tego było pożytku. Nie uświadomi sobie tego ktoś, kto nie jest w stanie kochać. Seks – pozwala co najwyżej na dobry orgazm. Seks z kimś, kogo się kocha – pozwala na prawdziwą ekstazę. Przeżycie mistyczne. <br /><br />- Nie jesteś samotną wyspą – powiedziała później jedna z sucz, z którą spałem. - Nie jesteś, nie rób się taki ekscentryczny, bo nie jesteś taki. Tylko udajesz. Chciałbyś, żeby ludzie cię widzieli jako kogoś specjalnego, wrażliwego, innego, wyróżniającego się... udajesz. Olewasz wszystkich, a tak naprawdę chcesz zwrócić na siebie uwagę. Żeby wszyscy mówili „ooo jaki on dziwny, samotny, smutny, ciekawy.” I że niby jesteś taki nieczuły.<br />- Nie interesuje mnie to, jak mnie mają ludzie widzieć... - odpowiadam suchym tonem, bo nienawidzę, gdy ktoś tak bardzo odległy zwraca się do mnie w taki sposób. <br />- ...i właśnie. Robisz się taki... taki... że niby patrzysz z góry, masz się za jakiegoś specjalnego i myślisz, że jesteś lepszy. <br /> Uśmiecham się delikatnie. Nieszczerze. Patrzę na nią – przez chwilę z obrzydzeniem. Idiotka. Myśli, że zależy mi na tym, żeby mnie przejrzała. Myśli, że jest bystra. Może jest, może nie jest – wszystko to nie zmienia faktu, że mam to po prostu w dupie. Mam gdzieś co myśli ona, co myślą inni obcy ludzie. Liczę na palcach jednej ręki osoby, których opinia mnie interesuje. Tak trudno pojąc, że można mieć w dupie zdanie tych, którzy nie znaczą dla mnie nic?<br />- I że niby jesteś taki bez uczuć. Taki suchy i z dystansem. I ten uśmiech, ciągła ironia... - mówi dalej sucz. Mam jej już dość. Może ona myśli, że znaczy coś więcej? Niech robi badania psychologiczne komuś innemu. Poudaję tego wieczoru jeszcze trochę dla kurtuazji, a potem wypierdolę ją jak najszybciej.<br /> I cóż? Wiem, że seks jest fajny, gdy się kogoś kocha, a i tak robiłem to z kimś, kogo kocham mniej, niż powinienem. Nie potrafię powiedzieć, co mną kieruje. Obojętność? Nie chcę potwora, którego nie ma. Chcę kogoś, kto jest.Dominhttp://www.blogger.com/profile/07301261796405072811noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9020175903086001328.post-73234028107342374112009-08-05T02:37:00.001-07:002009-08-05T02:48:15.248-07:0011,1211<br /><br />- No to wiesz, może spotkamy się, jak będziemy mieli po trzydzieści lat – mówi Młoda. - Patrz, wtedy już najgorszy czas mielibyśmy za sobą, ja bym musiała wrócić, ty byś się wybawił. Byłoby śmiesznie – mówi na wpół poważnie.<br />- Jasne. Myślałem o tym – odpowiadam i śmieję się, choć to oczywiście kłamstwo.<br /><br /> Już po dwóch mocnych piwach atmosfera staje się luźniejsza. Dlatego idę po jeszcze jedno. Luźna atmosfera jest niebezpieczna, tym bardziej gdy dopuszcza się możliwość zaistnienia sytuacji o charakterze erotycznym. To nic nie warte, ale prawda jest taka, że jak kogoś upijesz, to możesz z nim robić więcej. To nic nie warte, bo to kruchy fundament, naznaczony bólem głowy i złudzeniami, że osoba z którą właśnie pijesz i gadasz jest ładniejsza niż na trzeźwo. Nagle wszystko wydaje się przyjemne, wesołe, rozmowa jest tak bardzo sympatyczna. Idiotyczne. Choć lubię niebezpieczne sytuacje.<br /><br />- Idę do toalety – mówię. Wstaję. Krok mój jest nadal pewny, choć czuję w sobie dawkę alkoholu. Powoli zmierzam w stronę ubikacji.<br />- Idę też – odpowiada Młoda. - Ale nie wiem gdzie jest moja.<br />- No to chodź ze mną.<br /><br /> Wchodzimy do toalety z trójkątem na drzwiach. Kieruję się w stronę pisuaru. Młoda zamyka się w jedynej kabinie z drzwiami i muszą klozetową. Słyszę jej mocznik obijający się o porcelit. Nic dziwnego. Choć ja nienawidzę, gdy ktoś jest obok kiedy sikam. Nie trawię innych ludzi, gdy idę do kibla. W pubie wolę poczekać, aż wszyscy wyjdą. Teraz, po trzech piwach, jest mi to bardziej obojętne.<br /> Młoda wychodzi. Idziemy umyć ręce. Obok umywalki wisi automat z prezerwatywami. Jest dosyć ciepło. Czuję, na co mam ochotę.<br /> Padają jakieś słowa. Stoimy obok siebie. Chwytam ją za ramię, później za szyję. Ona intensywnie łapie mnie za głowę i włosy. Całuję ją. Czuję gorący język i ciepłą ślinę. Ręką głaszczę jej szyję, drugą chwytam za pośladek. Jest przyjemnie. Śmiejemy się z tego co robimy. To nie jest aż tak duży błąd – w końcu lubimy się i ostatecznie jest to przejaw jakichś uczuć.<br /><br /> Może życiem jesteśmy tak samo pijani. W podobny sposób nie zdajemy sobie z tego sprawy. Ciągle wydaje nam się, że mamy rację, że jest tak, jak wszystko widzimy i rozumiemy, że coś jest bardzo logiczne. Pijani wymyślaliśmy zasady społeczne, pijani wymyślaliśmy tradycje, filozofie, religie, prawa. Może czasem ktoś trzeźwieje, ale szybko musi upić się życiem znowu, bo inaczej nazwą go wariatem. Tak, upiliśmy się życiem, bo życie jest chorobą, taką jak alkoholizm.<br /><br />12<br /><br /> Wracam do domu. Ta sama droga. Spotykam w autobusie Tomasza. On też musiał coś załatwić. Siadamy na dwóch wolnych miejscach. Luźna rozmowa. Siedzę z delikatnym uśmiechem. Jestem trochę pod wpływem poranka – nie działo się nic niezwykłego, ale było dziwnie. Ostatecznie Młoda nie mogła być jedną z tępych suczek. Czuję, że to ostoja normalności i męczy mnie to. Kilka sekund normalności przypada na całe życie. Trochę mi wesoło, ale w duszy jestem poważny i myślę, że to bez sensu.<br /> Z Tomaszem luźna rozmowa. Jak zwykle – słucham i nie słucham. Dobrze, niech mówi. Ja myślę o Cieniu. Jak zwykle. Ktoś siedzi za nami. Mężczyzna, rozmawia przez telefon. Mówi bardzo głośno. Jego głos miesza się z hałaśliwie działającym silnikiem: <br />- Hej. No bo widzisz, jest taka sprawa do ciebie – krótka przerwa. - Chciałbym zaprosić taką jedną koleżankę na rowery... więc... czy mógłbyś, może, polecić mi jakąś trasę rowerową albo miejsce, gdzie możemy się wybrać... - znów krótka przerwa. - Mówisz? Po co na rowery? - śmiech mężczyzny. Ma dziwny głos, mówi jakby z trudem. Bezbarwnie, aczkolwiek żywo. - Nie no, bo ona jest taka wiesz... Trochę wstydliwie się przyznać... Bo z kobietą to trochę jak z basenem, możesz iść z nią na basen ale nie każda chce od razu na głęboką wodę... my byśmy chcieli... to znaczy, ona jest taka, że musi stopniowo... się przyzwyczaić. No i chciałem na rowery...<br /> Spoglądam na Tomasza. Widzę, jak ukrywa śmiech. Sam próbuję powstrzymać parsknięcie. Nie odwracamy się, żeby zobaczyć jak wygląda ów mężczyzna, bo nie wytrzymalibyśmy. Rzeczywiście dziwnie, jego rozmowę słyszy chyba cały autobus. Zabawne. Rzuca intymnymi sentencjami.<br />- Taaaak, to koleżanka – mówi dalej. - No mówię, tylko koleżanka. No to co, doradzisz mi? Później? Dobrze, to ja zadzwonię – znajomy ewidentnie go olał.<br /> Musimy wychodzić. Śmieszna rozmowa telefoniczna szumi nam w uszach, bo twarze są rozbawione. Stoimy już w drzwiach i czekamy, aż pojazd zbliży się do przystanku. Odwracam powoli głowę, żeby zobaczyć mężczyznę, który siedział za nami.<br /> Widzę ślepca. Widzę jego białą laskę. Wygląda dziwnie. Patrzy nieobecnie. Wiek – po trzydziestce. Jakaś plama na koszuli. Tłuste włosy. Jego oczy mają dziwną, bladoniebieską barwę, jak to bywa u niewidomych. <br /> Czy mi teraz głupio? Może trochę. Ale chyba jednak nie. Ostatecznie głośna rozmowa telefoniczna była śmieszna. Dobrze, że niepełnosprawny wbija się w życie. Dla niego dobrze. Zaczynam się zastanawiać jak pojedzie na rowerze.Dominhttp://www.blogger.com/profile/07301261796405072811noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9020175903086001328.post-55901010890903152092009-08-01T12:57:00.000-07:002009-08-01T13:00:50.033-07:008,9,108<br /><br /> Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz go spotkałem. Mój Cień zobaczyłem chyba tak po prostu – to nie było wielkie wydarzenie, nie odczułem oświecenia. I nawet wszystko działo się stopniowo. Chodzę ulicami miast i to tam go zobaczyłem. Szedł gdzieś, w przeciwnym kierunku. Minęliśmy się. Ja patrzyłem przed siebie, pewnie. On – nie wiem. Delikatnie szturchnął mnie gdy przechodził obok. Po kilku krokach odwrócił się, spojrzał na mnie, a później poszedł dalej. Widziałem jak odwracał głowę, bo i ja spojrzałem. Poszedłem dalej. To był tylko Cień.<br /><br />9<br /><br /> Z Młodą wylądowaliśmy na piwie. Buty zakupione. Sprawę załatwiliśmy szybko dzięki mnie, bo od razu potwierdziłem, że mi się podobają. Jednym słowem rozwiewałem wątpliwości, byleby jak najszybciej. Bo kobieta chyba potrzebuje potwierdzania. Szczególnie na zakupach. Może dlatego gdy wybiorą się dwie do sklepu, to nie potrafią z niego wyjść przez kilka godzin.<br /> Przyjemne miejsce. Wygodna sofa, mały stoliczek, na nim dwa mocne piwa. Ucho pieści mi dobrze dobrana muzyka: połączenie gitary z nutą monotonnej elektroniki. Relaksujące. Piwo z rana bywa lepsze od kawy, chociaż miałem nie pijać przed dwunastą.<br />- Jak będzie wyglądał ten nasz wspólny dom? - pyta ze śmiechem.<br />- Ten, którego nigdy nie będziemy mieć? No wiesz, ten będzie wymarzony. Chciałbym mieć basen, to na pewno – odpowiadam.<br />- Wiem! Narysujmy go! Ty zawsze chcesz wszystko rysować!- wyciąga z torby zeszyt i długopis. Otwiera na pustej stronie. Tworzy zarys. Prosty dach – trójkąt – i prostokąt – taki dom. <br />- Ok – mówię i dorysowuję drzwi i okna. Z boku dorysowałem mały plan kuchni.<br />- Co to? - pyta M.<br />- Kuchnia. Kuchnia musi być. Muszę gotować. Lubię, czasem. No ale przede wszystkim trzeba jeść – uśmiecham się. <br /><br /> M. bierze zeszyt i rysuje. Płotek. Piesek. No tak, pies jest konieczny.<br /> Znów moja kolej. Rysuję słońce.<br />- Nad naszym domem będzie świecić zawsze słońce – mówię. Czy to znaczy, że dom będzie zawsze szczęśliwy?<br />- Dobrze. Dobrze. Daj... - wyrywa zeszyt. Rysuje – nas – ja i ona. Podpisuje. Rysuje dzieci. Chłopczyk i dziewczynka. Przerąbane, dzieci to już poważna sprawa.<br /><br /> Współczuję moim dzieciom Zapewne nigdy nie będę ich miał. To lepiej dla nich. Współczuł bym im ojca. Żałosnej kreatury, która nie pozwoliła im nigdy stać się normalnymi. Biedne, zawsze dziwne dzieci. Ojciec chroniący przed dziwacznością świata. Nie słuchałyby mnie. Wbiłyby się w życie jak wszyscy. Jak i ja się wbiję, lada dzień, lada moment... poddam się.<br /><br />10<br /><br /> Cienia spotykałem w różnych miejscach. Czasem przychodząc na przystanek autobusowy. Widzę kogoś. Młoda, niewinna brunetka. Wchodzi się za nią do autobusu. Siada się specjalnie w takim miejscu, żeby ciągle na nią patrzeć. Czekam, aż nasz wzrok się w końcu spotka, a spotka się na pewno. Ona też już wie. Gdy patrzymy na siebie ułamki sekund, wiemy o sobie wszystko. Szybko odwracamy wzrok, dla niepoznaki. Głupio nam się do siebie odezwać, a przecież znamy się na wylot, choć musielibyśmy się sobie przedstawić. Ale już za kilka minut trzeba wysiadać. Najpewniej nie zobaczymy się nigdy więcej. Więc jeszcze czerpiemy wszystko z tych chwil. Nie liczy się nic więcej. Może czasem odważymy się na uśmiech. Drzwi się otwierają. Trzeba wysiadać. Żegnaj.Dominhttp://www.blogger.com/profile/07301261796405072811noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9020175903086001328.post-43642020209508062942009-07-29T05:52:00.000-07:002009-07-29T05:55:06.173-07:005,6,75<br /><br /> Mur to taka instytucja, która nie pozwala mi wpuścić nikogo do środka mnie. Mur jest całkiem solidny, wysoki. Wyobrażam sobie, że jest z czerwonej cegły. Ludzie mówią, że bywa irytujący, bo nie mogą mnie poznać. Często im przeszkadza. Mi tylko czasami, kiedy widzę, że jest problemem. Nie wiem czemu ludzie go dostrzegają.<br /> Mój mur jest formą płynięcia pod prąd. Zapewne tylko dlatego przeszkadza innym, bo nie wpasowuje się w ich obraz świata. Nie potrafią sobie wyobrazić, że można wielu rzeczy nie chcieć, nie akceptować, bać się i chronić się przed nimi wysokim murem. <br /> <br />6<br /><br />- Jak tam z twoim? - pytam.<br />- No, jak zawsze. Choć nie wiem czy on mi pomoże. Ostatnio mam wrażenie, że ma mnie dość. Chciałby, żebym była samodzielna i najlepiej dopiero wtedy do niego przyszła czasem – Młoda żali się.<br /> Spoko. Pytam z ciekawości, tylko trochę z troski. Ostatecznie jesteśmy na wojnie. Muszę zająć się frontem, który mnie dotyczy.<br /> Rzeczywiście najtrudniejsze są dla mnie poranki. Te w domu, w łóżku, kiedy słońce wschodzi, a ja nie mogę spać. Wtedy wszystko wydaje się jakąś wielką pomyłką. Przecież to nie może tak wyglądać. Myślę o tym, jak to jest mieć kogoś blisko. Wspominam, kogo kiedyś miałem. Nie potrafię uwierzyć, że coś takiego może się tak szybko zmienić. Pod wrażeniem i wpływem owych myśli chodzę potem cały poranek. Humor w ciągu dnia kształtuje się zależnie od tego, kogo spotykam rano.<br />- Ma być ta impreza. Wybierasz się w końcu czy nie? No bo mnie zaprosili jednak. Jeśli ty pójdziesz, to ja też będę – mówi.<br />- Jeszcze nie wiem. Właściwie to nie mam humoru na takie coś. Zastanowię się – odpowiadam, jak zwykle wymijająco.<br /><br />7<br /><br /> Chodzę ulicami miasta. Spotkałem z rana życzliwą osobę, dlatego mój humor jest obojętny. Nie jest dobry. Ogarnia mnie obojętność, która jest dla mnie najlepszym lekarstwem. <br /><br /> W ciągu dnia nachodzą mnie różne ochoty. Nie dziwią mnie już pomysły napadu na bank. Czasem mam na coś smak. Czasem mam ochotę zostać męską prostytutką, ale nie dla pieniędzy. Zostać ostatnią, najbardziej pustą, immoralną i wiecznie uśmiechniętą kurewką, która cieszy się, gdy jest zwykłym, zeszmaconym przedmiotem.Dominhttp://www.blogger.com/profile/07301261796405072811noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9020175903086001328.post-11953685032086660072009-07-26T03:27:00.000-07:002009-07-26T03:30:23.628-07:003,43<br /><br /> Nadszedł teraz czas, kiedy słowa, takie jak <br />zaufanie<br />wierność<br />są bez znaczenia. Jest jak na wojnie. Chaos moralny otacza wszystko. Jesteśmy pokoleniem, które szuka fundamentów, które nie wie, na czym ma się zbudować. Próbujemy wielu rzeczy, od skrajnej wolności, aż do zniewolenia zasadami. Udajemy, że uczymy się na błędach. Ale ten proces potrwa wiele lat, do tego czasu być może nasza cywilizacja upadnie, jak starożytny Rzym. Wtenczas może znów idioci powrócą, drugi Hitler albo Stalin. Nie nauczymy się na swoich błędach.<br /> Przyszedł teraz taki czas, w którym nie można wierzyć nikomu. Zaufanie – nie. Nie można wierzyć samemu sobie. Sam robię rzeczy, których nie chcę robić. Jak tym bardziej ufać innym? Wierność? Komu, czemu? Brak zaufania, brak zasad. Brak autorytetów. Bo czy autorytetem ma być ktoś, komu nie można zaufać?<br /> Będziemy udawać. To jest rozwiązanie. Niedobre, ale może tak trzeba. Będziemy udawać, bo tak będzie łatwiej, udawanie wiary zastąpi prawdziwą wiarę. Upadnie wiara w zaufanie, pozostanie imitacja wiary. Będziemy wierzyć, że jesteśmy mądrzy, choć będziemy wiedzieć, jak bardzo jesteśmy głupi. Nie będziemy chcieli o tym myśleć, bo tak będzie po prostu łatwiej. Każdy z nas jest idiotą. <br /><br />4<br /><br /> Wychodzę z tego zatłoczonego autobusu. Za mną – stado dzieci, które uprzykrzały mi podróż. Chodnik, którym idę, byłby lepszy niż tor przeszkód. Wyciągam papierosa i zapalam go – małe uprzyjemnienie, na zmęczone płuca i skołatane serce. Myślę o tym, że będę kiedyś zadowolony. Myślę o tym, że będę udawał zadowolonego. Będę miał żonę, dziecko, czyli jakieś cele, dla których warto żyć. Pokonam prozę życia, będę dobrym ojcem i mężem, bo będę bardzo zakochany. Gdzieś w głębi będę wiedział, że jest to podyktowane czymś innym: męską potrzebą dbania i odpowiedzialności, pożądaniem, samotnością, zadziwieniem światem i siłą tworzenia. W głębi będę wiedział, że jestem sam z tym wszystkim. Tak bardzo zakorzenię się w narzuconym życiu, że uwierzę w szczęście mimo braku szczęścia.<br /> Rozmyślania umilają mi drogę, jak zwykle. Pozwalają zapomnieć o irytacji, którą czuję mijając zbyt blisko ludzi na ulicy. Są denerwujący, ponieważ wchodzą w moją przestrzeń życiową. Wyznaczam ją na około metr od siebie. Rzadko wpuszczam kogoś bliżej z własnej woli. Czy tak trudno walczyć o swoje koło, promienia jednego tylko metra? Czy tak trudno ludziom zrozumieć, że czasem tylko tyle potrzeba dla świętego spokoju?<br /> Dzień jest nawet przyjemny, świeci słońce, delikatny wiatr chłodzi twarz. Widzę z daleka postać siedzącą na parkowej ławce. Czeka na mnie. Młoda dziewczyna, włosy blond. Ładna, przyjemnie na nią jest patrzeć, choć drobna. Nieskrępowany uśmiech na jej twarzy łączył zawsze dziecięcą radość z odrobiną psychodeliki. Jak gdyby za wszelką cenę nie chciała dorosnąć i planowała bronić się przed tym całe życie. To mi się podobało. Bo co ma znaczyć teraz dorosłość? Uległość? Bierność? Poddanie się? Udawanie?<br /> Podchodzę. Buziak na „dzień dobry”. Siadam obok, pozwalając sobie naruszyć przestrzeń życiową. Ostatecznie czasem człowiek tego potrzebuje. <br />- No to co chciałeś? Coś ważnego czy tak tylko, mnie wyciągnąć? - zapytała z uśmiechem.<br />- Właściwie miałem kupić ci kwiatka po drodze, ale chyba mi się zapomniało – odpowiadam, jak zwykle wymijająco. Nie chciałem nic. Chyba tylko trochę porozmawiać, poprzebywać z drugim człowiekiem, żeby całkowicie nie ześwirować.<br /> Wyciągam papierosy. Palimy. Mogłaby to być trawka, byłoby wesoło. Właściwie nie wiem, o czym mam gadać. Nie mamy problemu z rozmawianiem, dlatego możemy pomilczeć. Jakaś tam ostoja normalności w moim życiu, jaką bywała ta dziewczyna, też miała w końcu stać się dowodem ludzkiego egoizmu.<br />- Muszę kupić sobie nowe buty. Na wyjazd. I kupiłabym sobie spodnie nowe, ale jeszcze nie wiem. Pójdziesz ze mną?<br />- Kiedy wyjeżdżasz?<br />- Chcę jak najszybciej. Może za miesiąc się uda. Muszą przyjąć moje podanie.<br /> Nawet mnie to interesowało. Zazwyczaj, mimo udawanego zainteresowania, jest mi obojętne, co i kto do mnie mówi. Nie obchodzi mnie, co się w czyim życiu zmienia, kto z kim i kiedy, i tak dalej. Udaję, że słucham. Zazwyczaj pokiwuję głową, potwierdzam. Ludzie uwielbiają gadać, a jeszcze bardziej lubią, kiedy ktoś ich słucha. I wierzą, że słucham, choć ja nie słucham.<br /> A jednak, gdy mówi ktoś, kto może siedzieć w obrębie mojego metra przestrzeni, słucham z ciekawości. Często o największych pierdołach. I nie z troski, bo idiotycznie ciągle wierzę, że wszystko się jakoś układa. Z czystej ciekawości słucham, bo coś dziać się musi. I ja nie muszę się silić na mówienie.<br /> Obserwujemy kobietę na sąsiedniej ławce, która karmi gołębie.<br />- Policzmy je – rzuciła moja towarzyszka.<br />- Przecież ty ich nawet nie dojrzysz – zażartowałem, bo wiedziałem, że powinna mieć ze sobą okulary. <br /> Słyszę jej śmiech dziecka. Młoda próbuje mnie rozbawić, czasem jej się to udaje. Śmiechem udaje małego diabełka.<br />- Patrz, patrz, one ją zjedzą! - krzyczy i pokazuje na kobietę. Ta nie poświęca nam odrobiny uwagi.<br />- Chyba nie mam co ze sobą zrobić – mówię.<br />- To zwal se konia – słyszę. Idiotyczna porada na idiotyczne zagadnienie. Udało się jej mnie rozśmieszyć.Dominhttp://www.blogger.com/profile/07301261796405072811noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9020175903086001328.post-10511967578240611152009-07-23T15:39:00.000-07:002009-07-24T02:50:36.010-07:00Suchość drogi (1,2)1<br /><br /> Mam dziewiętnaście lat. Nie osiągnąłem jeszcze nic. Niewiele mam do osiągnięcia. Odkryłem za to rzeczy, których wielu nigdy nie dostrzeże, na przestrzeni całego swojego życia. <br />Ulice bywają dla mnie zbyt wąskie. Nie napisałem książki. Moja miłość odchodzi. Mam dziewiętnaście lat i w pogardzie wszystko, w co warto czasem wierzyć, żeby było lepiej. Bo właśnie tylko dlatego wierzymy – żeby było łatwiej, lepiej, przyjemniej, żeby rzeczy miały wartość.<br />Mam dziewiętnaście lat i robię wszystko to, czym gardzę. Jestem słaby, piję, ulegam pożądaniu, nie pracuję, kieruję się egoizmem. Mam prawo wszystkim gardzić, czego na własnej skórze doświadczam. <br />Mam dziewiętnaście lat i w chwale swego ciała i umysłu stwierdzam często, że siebie nienawidzę. Mimo świadomości, że jestem tak doskonały, tysiąckroć lepszy od innych, nienawidzę siebie za kłamstwo wiary – znów. Bo tylko po to wierzę czasem w niektóre rzeczy, żeby było łatwiej. <br /><br />2<br /><br /> Dzień obudził się jak zawsze. Ledwo wschodzi słońce i mój sen staje się niespokojny. Otwarte okno wychodzące prosto na ulicę wpuszcza do domu świeży rumor autobusów, ciężarówek i przechodniów. Czasem słychać do tego śpiew ptaków. <br /> To jeszcze nie pora wstawać. Teoretycznie mam jeszcze nawet do godziny czasu na sen. Ale to już niemożliwe. Teraz męczarnia. Co chwilę wydaje mi się, że zasnę. Żeby uspokoić kołatanie znerwicowanego serca pozwalam sobie wyobrazić, że ktoś leży obok mnie. Nie myślę o suczkach wyrwanych na przestrzeni ostatnich miesięcy, bo one nie dają spokoju i nie są warte tego, żeby przy nich się budzić. Potrzebny jest mój Cień. <br /> Ledwo wstaję. Ledwo co wychodzę. Przystanek. Irytacja na widok stłoczonych ludzi. Co chwila ktoś dochodzi, wita się. Nie chce mi się gadać, jest rano, jestem zły. Denerwuje mnie, gdy ktoś przychodzi na przystanek z rana uśmiechnięty. <br /> Autobus. Mieszanka śmierdzących, spoconych dzieci, nutka papierosów i alkoholu, benzyna. Gdy czuć benzynę, najpewniej za chwilę stary gruchot się zepsuje. Na moich uszach słuchawki, ażeby uniknąć rozmowy. Ostatecznie nie wiem, czy rozmowa z kimkolwiek ma sens. <br /> Kontrola biletów. Kilku kanarów łapczywie szuka ofiar. Nie mam nawet siły przekornie powiedzieć im, że ten bilet jest nic nie warty, skoro autobus śmierdzi, ledwo jeździ, spóźnia się. Ale grunt, że w ogóle przyjechał, mam się cieszyć. Jakaś kobieta udaje, że nie ma dowodu. Żołnierka. Nie tłumaczy się, pyskata. Jakieś głosy, jakieś kurwy lecą w stronę kanarów, za to, że napastują kobietę. Chwilę później idiotkę prowadzą na komisariat.Dominhttp://www.blogger.com/profile/07301261796405072811noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9020175903086001328.post-47330910022623541512009-07-20T15:18:00.000-07:002009-07-23T15:44:38.750-07:00Droga do Emaus - PoczątekIdziesz drogą. Miasto. Mnóstwo ludzi. Każdy spieszy w innym kierunku. Mijasz witryny sklepowe. Widzisz różnorakie rzeczy na wystawach: sukienki, książki, lekarstwa, buty. Droga jest brukowana. Prowadzi między kamienicami. Ławki, fontanna. Mały plac. Ludzie się nie zauważają. Idziesz przed siebie, kierując się dźwiękiem. <br /> Ludzie nie schodzą z drogi. Mijasz ich. Dźwięk narasta. Szukasz czegoś. Wiesz, że czegoś szukasz. Idziesz coraz szybciej. Masz wrażenie, że tłum jest coraz większy. <br /> Wszystko wygląda jak sen. Nie wiesz co tu robisz ani skąd się wziąłeś. Wiesz tylko, że szukasz czegoś. <br /> Czujesz rosnący niepokój. Twoje serce z każdym krokiem bije coraz szybciej. Pojawia się to dziwne uczucie, jakby wszystkie narządy wewnętrzne unosiły się. Przestajesz słyszeć gwar ulicy. Kierujesz się dźwiękiem muzyki, która staje się coraz mocniejsza i głośniejsza. Słyszysz tylko ją. Musisz ją znaleźć.<br /> Ludzie wokół przestają znaczyć cokolwiek. Zaczynasz biec i mijasz ich jak pionki, tyczki. Biegniesz. Droga wydaje się nie mieć końca. Sklepy, kamienice, ławki, tłum ludzi. Biegniesz.<br /> Nagle stajesz. Wszystko się zatrzymuje. Słyszysz muzykę. Kto gra? I gdzie? <br /> Dostrzegasz kilka metrów wolnej przestrzeni. Wszyscy ludzie wokół stoją jak skamieniali. Posągi. Słupy soli. Tylko Ty idziesz, teraz wolnym i spokojnym krokiem. Przechodzisz między ludźmi. Widzisz mały plac. Fontanna. To tutaj. Słychać muzykę. <br /> Przy fontannie dostrzegasz dwóch chłopców. Jeden siedzi i gra na gitarze. Drugi, w kapeluszu, stoi obok niego i pali papierosa przyglądając się i słuchając. Patrzysz na nich. <br /> Po chwili jeden oddaje drugiemu instrument, a sam bierze skrzypce. Później oddaje drugiemu skrzypce, a sam wyciąga klarnet. Po chwili oddaje klarnet i wyciąga saksofon. <br /> Obserwujesz tą scenę ze zdziwieniem. Chłopcy nie zwracają na Ciebie uwagi. Słyszysz muzykę, która pieści twoje uszy. Reszta ludzi nadal w bezruchu. <br /> Teraz już wiesz. Już rozumiesz. To tylko taki koncert na dwa instrumenty. Padasz na kolana. <br />Już nic nie jest ważne. Teraz, gdy rozumiesz, już nic nie jest ważne. Z Twoich oczu zaczynają powoli płynąć łzy. Głupi byłeś. Ale teraz już wiesz wszystko. <br /> Ludzie budzą się z transu. Kilku przystaje i słucha muzyki. Chłopcy grają dalej i nie przejmują się niczym. Klęczysz i płaczesz. Wyglądasz dziwnie. Trzeba wstawać i żyć. I mów, że nic się nie stało.Dominhttp://www.blogger.com/profile/07301261796405072811noreply@blogger.com0