1 sie 2009

8,9,10

8

Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz go spotkałem. Mój Cień zobaczyłem chyba tak po prostu – to nie było wielkie wydarzenie, nie odczułem oświecenia. I nawet wszystko działo się stopniowo. Chodzę ulicami miast i to tam go zobaczyłem. Szedł gdzieś, w przeciwnym kierunku. Minęliśmy się. Ja patrzyłem przed siebie, pewnie. On – nie wiem. Delikatnie szturchnął mnie gdy przechodził obok. Po kilku krokach odwrócił się, spojrzał na mnie, a później poszedł dalej. Widziałem jak odwracał głowę, bo i ja spojrzałem. Poszedłem dalej. To był tylko Cień.

9

Z Młodą wylądowaliśmy na piwie. Buty zakupione. Sprawę załatwiliśmy szybko dzięki mnie, bo od razu potwierdziłem, że mi się podobają. Jednym słowem rozwiewałem wątpliwości, byleby jak najszybciej. Bo kobieta chyba potrzebuje potwierdzania. Szczególnie na zakupach. Może dlatego gdy wybiorą się dwie do sklepu, to nie potrafią z niego wyjść przez kilka godzin.
Przyjemne miejsce. Wygodna sofa, mały stoliczek, na nim dwa mocne piwa. Ucho pieści mi dobrze dobrana muzyka: połączenie gitary z nutą monotonnej elektroniki. Relaksujące. Piwo z rana bywa lepsze od kawy, chociaż miałem nie pijać przed dwunastą.
- Jak będzie wyglądał ten nasz wspólny dom? - pyta ze śmiechem.
- Ten, którego nigdy nie będziemy mieć? No wiesz, ten będzie wymarzony. Chciałbym mieć basen, to na pewno – odpowiadam.
- Wiem! Narysujmy go! Ty zawsze chcesz wszystko rysować!- wyciąga z torby zeszyt i długopis. Otwiera na pustej stronie. Tworzy zarys. Prosty dach – trójkąt – i prostokąt – taki dom.
- Ok – mówię i dorysowuję drzwi i okna. Z boku dorysowałem mały plan kuchni.
- Co to? - pyta M.
- Kuchnia. Kuchnia musi być. Muszę gotować. Lubię, czasem. No ale przede wszystkim trzeba jeść – uśmiecham się.

M. bierze zeszyt i rysuje. Płotek. Piesek. No tak, pies jest konieczny.
Znów moja kolej. Rysuję słońce.
- Nad naszym domem będzie świecić zawsze słońce – mówię. Czy to znaczy, że dom będzie zawsze szczęśliwy?
- Dobrze. Dobrze. Daj... - wyrywa zeszyt. Rysuje – nas – ja i ona. Podpisuje. Rysuje dzieci. Chłopczyk i dziewczynka. Przerąbane, dzieci to już poważna sprawa.

Współczuję moim dzieciom Zapewne nigdy nie będę ich miał. To lepiej dla nich. Współczuł bym im ojca. Żałosnej kreatury, która nie pozwoliła im nigdy stać się normalnymi. Biedne, zawsze dziwne dzieci. Ojciec chroniący przed dziwacznością świata. Nie słuchałyby mnie. Wbiłyby się w życie jak wszyscy. Jak i ja się wbiję, lada dzień, lada moment... poddam się.

10

Cienia spotykałem w różnych miejscach. Czasem przychodząc na przystanek autobusowy. Widzę kogoś. Młoda, niewinna brunetka. Wchodzi się za nią do autobusu. Siada się specjalnie w takim miejscu, żeby ciągle na nią patrzeć. Czekam, aż nasz wzrok się w końcu spotka, a spotka się na pewno. Ona też już wie. Gdy patrzymy na siebie ułamki sekund, wiemy o sobie wszystko. Szybko odwracamy wzrok, dla niepoznaki. Głupio nam się do siebie odezwać, a przecież znamy się na wylot, choć musielibyśmy się sobie przedstawić. Ale już za kilka minut trzeba wysiadać. Najpewniej nie zobaczymy się nigdy więcej. Więc jeszcze czerpiemy wszystko z tych chwil. Nie liczy się nic więcej. Może czasem odważymy się na uśmiech. Drzwi się otwierają. Trzeba wysiadać. Żegnaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz